środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział 11 Zaufanie

Gdy się obudziłem okazało się,że Swoop nieźle mi przywalił. Miałem całą rozwaloną głowę i nakazano mi spokojnie leżeć. Ale oczywiście to nie moja natura. Natychmiast chciałem wstać więc Ironhide musiał mnie siła przykuć do stołu.
- Nie Hide. Dam sobie radę. Naprawdę  -powiedziałem znowu próbując wstać.
- A ja wiem,że sobie nie dasz rady. Już leż - popchnął mnie na stół.
- Och...jak zwykle przesadzasz -   spróbowałem znów wstać ale znowu zostałem odepchnięty.
- Coś powiedziałem. Jak już się tak upierasz to usiądź - w końcu skapitulował.
- Iron! Iron! I... Żyjesz! - nagle obok mnie usadowiły się dzieciaki,Monica i pozostał boty z ekipy.
- Nieźle cię ten Swoop załatwił. I to jednym ciosem - skwitował Jackie.
- Tak wiem - wykorzystując zamieszanie wstałem no i tym razem to ja odepchnąłem Hide'a. Po przepychankach zarówno ręcznych jak i słownych usadowiliśmy się przy komputerze ja wsparty na Beem i Smoke'u. Wszyscy w skupieniu gapili się na ekran monitora. Na razie panowała cisza i spokój.
- I jak myślisz? Oni tak na serio? - młody spojrzał na mnie uważnie z wyczekiwaniem. Oczywiście chodziło mu o ten niepokojący spokój. Sam uważałem to za dziwny. To kolejna strategia Megatrona. Szybko więc postanowiłem jedno: znaleźć statek. Najpierw trzeba było wywabić jakiegoś cona najlepiej Swoopa i założyć mu tak by się nie zorientował GPS - a. Dzięki temu mielibyśmy ich w garści. Szybko więc upozorowaliśmy fałszywą misje i poszukiwanie Kuźni. Wysłaliśmy Bee i Smoke'a z doczepionymi kamerkami i wyjechali na pustynię. Jak się okazało Cony szybko połknęły haczyk. Po chwili faktycznie zjawili się masa Vehiconów z Terrorem na czele oraz Swoopem za jego plecami. Bee i Smoke rzucili się do walki ale sami nie dawali rady. Ja nie mogłem walczyć. Niestety. Inaczej bym sam pojechał. W każdym bądź razie wysłaliśmy im na pomoc Jackie'go bo inaczej tamci by się zorientowali,że coś jest nie tak. Wrecker nie miał doczepionej kamerki więc nie widzieliśmy jego akcji,a szkoda bo to on zaczepił Swoopowi GPS. Po udanej akcji zaaranżowanej tak by widać było,że był to marny wysiłek i nieudana próba roboty wrócili do bazy. Wszyscy natychmiast znaleźliśmy się koło nich.
- Dobra robota - pochwaliłem.
- Spoko loko było łatwo - Jackie jak zwykle na luzie.
- Dzięki - Smoke tylko się uśmiechnął i odszedł.
- Pippipi - za to Bumblebee domagał się uruchmonienia GPS - a.
- Już spokojnie - uspokoiłem go i natychmiast ruszyliśmy do komputera. Widzieliśmy tam sygnał Swoop który nagle znikł i pojawił się w innym miejscu. Potem sygnał pozostawał niezmienny.
- Mamy ich! - ucieszył się Kevin -To co teraz robimy nalot?
- To raczej nie jest dobry pomysł - powątpiewał Ben.
- Jak nie jak tak?!
- Ben ma rację Kevinie. Trzeba wymyślić jakiś plan a nie: ,,nalot'' - Komendant Monica założyła ręce na Biodra i spojrzała na chłopaka groźnie.
- No ale jak nie teraz to kiedy?!
- Kev ma rację -  sprzeciwiła się jednemu przyjacielowi i swojej matce Rose popierając czarno -   włosego - No bo jak nie teraz to kiedy?
 - Ale... - jednocześnie powiedzieli Komendant i Ben. Dawniej byłoby to śmieszne ale teraz nikomu do śmiechu nie było.
- Uspokójcie się wszyscy! - do akcji wkr0czyłem ja trzymając się za głowę powstrzymując ból - Kłótniami nic nie zdziałamy - powiedziałem już ciszej. Po chwili milczenia przeproszono się nawzajem i wszyscy włącznie z siedzącymi cicho i przypatrującymi się kłotni botami mnie poparli.   - Teraz trzeba wymyślić plan. Ale najważniejsze pytanie to : jak dostać się na statek?
Jak mamy lokalizację to możemy użyć mostu. Tylko pytania: co dalej? i Mają blokadę na inne mosty czy nie? czy nas zauważą? - zauważył filozoficznie Ironhide. Zamyśliłem się.
- Może masz rację. Trzeba wymyślić jakiś plan. Ma ktoś jakiś pomysł? - niestety odpowiedziała mi cisza. Zakończyłem więc zebranie i każdy poszedł w swoją stronę.

Oczami Smockescreen'a

Gdy Loyal zakończył zebranie każdy zajął się sobą. Ja standardowo zamieniłem się w samochód i wyjechałem do miasta. Dzieci biegały po ulicach,kobiety rozmawiały na dworze przy placach zabaw,a mężczyźnie w okolicznych barach. Pogoda była ładna. Słońce świeciło,niebo było błękitne,a ja jak głupi wpatrywałem się w nie chcąc znaleźć na nich statek Conów. Głupio myślałem,że znajdę tam statek Conów. Wiadomo,że stacjonuje gdzie indziej. Zrezygnowany skręciłem w boczną uliczkę i skrótami wróciłem do bazy.
- Gdzie byłeś? - zapytała Rose i wraz z Benem pobiegli w moją stronę.
- Na wycieczce,a gdzie Kev?
- W domu - tym razem odezwał się Ben - Mama Rose go zawiozła. Ciocia do niego przyszła.
- Okej - po chwili i dzieciaki opuścili bazę i zostaliśmy sami.

Kolejnego dnia atmosfera była o dziwo spokojna. Nic takiego się nie działo,a wszyscy
zajmowali się swoimi sprawami. Ja znowu udałem się na przejażdżkę po okolicy. Niestety nic ciekawego się nie działo więc znowu pojechałem skótem do domu. Wtedy usłyszałem jakie głosy. Zainteresowany wjechałem do lasu i zamieniłem się w robota. To raczej nie był człowiek. Czyżby Decepticon? Okzało się,że jednak nie. Ujrzałem biało - czarnego bota który chyba już dawno zrównał te miejsce z ziemią.
- Wszystko gra Loyal? - spytałem ostrożnie. Słysząc mój głos gwałtownie podskoczył.
- Nie straż mnie tak -  fuknął - A...jak mnie znalazłeś? - dodał po chwili ciężko siadając na ziemi. Coś go trapiło.
 - No...usłyszałem głosy. Czy...coś się stało?
- Może... - zamilkł na chwilę jakby chciał mi coś powiedzieć. Po chwili wstał i zrobił gest żebym jechał za nim. Zamieniliśmy się w pojazdy i ruszyliśmy. Nie minęło nawet kilka minicykli,a już byliśmy na miejscu. Dokładniej to na tym pustkowiu za miastem. Zamieniliśmy się w boty i zaczęliśmy spacerować.
- Słuchaj Smoke... - zaczął Loyal jakby nie pewnie - Dobrze,że się pojawiłeś....Od dawna mnie coś trapi i chciałem się komuś wygadać...
- Czyli? - odpowiedziało mi milczenie - Mów...cokolwiek to jest to powiedz. Będzie ci lżej - uśmiechnąłem się. Starszy bot również odwzajemnił uśmiech ale jego był słabszy i bledszy.
- Pamiętasz nasz pierwszy dzień na ziemi razem? Gdy zobaczyłeś prawdziwy kolor mego lakieru? - nie wiedząc dokąd zmierza pokiwałem głową - Nie przypomina ci to czegoś? - milczałem - Może...Optimusa Prime'a? - spojrzałem na niego z uwagą. Do czego on zmierza?
- Możesz jaśniej?
- Nigdy nie mówiłem o swoim pochodzeniu... - czyżby... - Ale teraz powiem. Oprócz ciebie wiedzą Megatron,Terror,Ratchet... i Elita... - jednak - Czyli... - nabrał głęboki wdech - Moimi rodzicami są...Optimus Prime i Airachnid...
Patrzyłem się na niego jakby był skończonym wariatem. Przyjrzałem się mu uważnie. Szalonej Concki nie przypominał ale za to Optimusa już za bardzo. Tylko twarz,gogle i farbowany lakier go od niego odróżniały. Ale mowa,dowodzenie...
- Czemu Prime nie mówił o tym? To znaczy...o Airachnid wiem. Mało cię przez to lubiło. Ale o Primie...
- Mój ojciec to miała być tajemnica - milczałem. Naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć - Nikomu o tym nie mów. Ufam ci - spojrzałem na niego. Mimo,że nosił gogle to wiedziałem,że oczy aż biją powagą. Kiwnąłem głową,że dochowam tajemnicy. Loyal bez słowa zmienił się w auto i ruszyliśmy do domu. Gdy przyjechaliśmy od razu zaczęli nas wypytywać co się stało. My jednak mówiliśmy,że nic. Tylko Kevin coś podejrzewał. Z resztą...i tak Loyal potem mu powie. To najlepsi kumple...Kolejnego dnia po odpoczynku zaczęła się intensywna praca odnośnie ataku na statek conów. W końcu zadecydowaliśmy,że wszyscy(oprócz Monici,Hide'a i dzieci)ruszymy do statku conów mostem ziemnym. Loyalowi się już poprawiło więc mógł iść. Jeżeli most będzie ,,zamknięty'' Iron i Ben zhakują system. Później wkradniemy się na statek,weźmiemy potrzebne informacje,zainstalujemy kamerki gdzie tylko się da i wiejemy. Mieliśmy wyruszać następnego dnia,a do jutra miał być intensywny trening i przygotowania...
Już staliśmy przed mostem. Zwarci i gotowi. Komendant Monica specjalnie zwolniła się z pracy by czekać z dziećmi i naszym czarnym ,,Profesorkiem'' na wynik tej misji. Chyba najważniejszej dotychczas.
- Uwaga gotowi? - zapytał Ironhide. Wcześniej całą noc pracował z Benem(który teraz spał na jego ramieniu) by zhakować wejście do mostu na statek conów. Sam Iron ledwo powstrzymywał się by usnąć.
- Gotowi! Pippipi! - uruchomił most,zamieniliśmy się w auta i wjechaliśmy do środka...Po chwili zobaczyłem czarne ściany,dach...byliśmy na statku....Teraz trzeba było zachować wszelakie ostrożności by nas nie złapali...
----------
Wróciłam z wakacji i wstawiam trzy napisane rozdziały. Jak będzie siła pojawi się dziś jeszcze jeden ale nie mogę wam teraz tego obiecać. Przepraszam za nie składne zdania ale jestem trochę zmęczona. Ech tak jest jak zamiast spać podczas podróży to się czyta książkę :). No a teraz pytanko: kto się domyślał o pochodzeniu Loyala? Pozdrawiam! 

5 komentarzy:

  1. Ja się domyślałam xd i się w 100% sprawdziło xd powiem szczerze Optimus i Airachnid... trochę absurdalne, ale ciekawa xd na prawdę ciekawa historia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem,że absurd. Ale ja słynę nie dość,że z eksperymentów to absurdalnych właśnie pomysłów. Zresztą: absurd? wojna wszystkich zmienia. Kiedys dawno,dawno mogła być miła,ładna,a Orion jak to nastolatek zauroczy się i nie zauważył,że to nie dziewczyna dla niego. Takie rzeczy się zdarzają xd

      Usuń
    2. No absurdy w prawdziwym życiu tez maja miejsce xd Przyznam, że w porównaniu do mojego tepa pisania to tu akcja się szybko, ale fajnie rozwija. Ja wszystko wydluuuuzam chyba za mocno xD

      Usuń
    3. Tia lubię szybką akcję ale staram się naprawdę mocno by nie była chaotyczna. A tam za mocno wydłużasz. Każdy pisze tak jak mu najlepiej. No i do głowy mi wpadał myśl żeby w jednym z rozdziałów bardziej poruszyć wątek Optimusa i Airachnid... :)

      Usuń
    4. Heh xd ciekawieee będzie ja tam pisze dużo dialogów xd bo każda postać charakteryzuje jak najlepiej itp

      Usuń