Hej tym razem witam się z wami na
górze! Rozdział który teraz czytacie ma być luźniejszy. Był
pisany na wakacjach gdzie muszę pisać w Open Office na starszej
wersji która nie ma poprawki liter. :( No i nie ma internetu ani
nawet zasięgu. Co prawda mam bardzo słaby na telefonie bo mam z
plusa ale to i tak nie pociesza,że mieszkamy na jakimś kompletnym
za przeproszeniem zadupiu. No ale mają basen. :) Ponieważ nie mogę
sprawdzić błędów i długość rozdziału będzie raczej nieskadny(zwłaszcza,że nie miałam na niego pomysłu i ciężko mi
się go pisało) Gdy po powrocie go wstawię posprawdzam błędy i
poprawie ale mogą zdarzyć się drobne pomyłki :) Dobra koniec tej
paplanki i zapraszam na rozdział.
--------------
- Hah to jakaś kpina! - z bazy wyszedł Ironhide. Był poddenerwowany.
--------------
- Hah to jakaś kpina! - z bazy wyszedł Ironhide. Był poddenerwowany.
- Nie mam siły wyjaśniać idź sam sobie zobacz - już na początku darował sobie tłumaczenie i zrezygnowany zamachał ręką. Szybko weszliśmy do bazy. Tam zastaliśmy dosyć zabawny widok. Weeljack leżał na Smockescreen'ie i przygniatał go swoim ciężarem do podłogi. Tamten starał się go strącić ale jakoś to nie wychodzi z jedną wolną ręką. Parsknęliśmy śmiechem.
- To nie śmieszne! - oburzył się czarny - Od zapasów mają salę treningową!
- Och nie przesadzaj - Ben z trudem powstrzymał śmiech. Podszedł do bota i czubkami palców pomacał czubek jego kciuka co oznaczało: ,,nie martw się''. Rose i Kev mięli równie dobrą zabawę. Dziewczyna podeszła do wstającego z podłogi Jackie'ego. Ostatnio stał się jej partnerem i lepszym przyjacielem niż Erica. Przede wszystkim był zasłużonym wreckerem i bombardierem.
- Nieźle narozrabialiście - zaśmiał się Kev czochrając się po głowie.
- Tego nie musisz...wyjaśniać...uch - Smoke próbował wstać ale miał trudność z oddychaniem przez ciężar Wheeljack'a i pochwili znów upadł przewracając się na plecy z westchnieniem ulgi. Zacząłem uspokajać Hide'a bo za godzinę miała przyjechać komendant Monica by omówić nasz plan znalezienia statków conów. A to łatwe nie było zważywszy,że latał wysoko w chmurach lub w przestrzeni kosmicznej.
- No już koniec! - klasnąłem w dłonie. Niestety sytuacja uspokoiła się tylko na chwilę bo po chwili rozgorzała kłótnia. A gdy Monica wróciła zajęło nam jeszcze kilka maxicykli na ich uspokojenie. Mieliśmy poważne opóźnienie i każdy był wkurzony na maksa.
- No dobrze - westchnąłem gdy w końcu zebranie się rozpoczęło - To... - wtedy odezwał się sygnał z komputerów. Właściwie to ja już nie miałem siły. Podeszliśmy więc tylko do komputerów i odebraliśmy sygnał. Duża armia conów wykopywała energon. Dziwne było to,że nie wykryto sygnału dodatkowego cona - nadzorcy którymi zazwyczaj byli albo Terror albo Starscream.
- Wyraźnie mają lepsze zajęcie z Dinobotami lub kuźnią - stwierdziła filozoficznie Rose.
- Ale to nie znaczy,że macie nie być ostrożni - zaoponowała Komendant Monica. Pokiwałem głową.
- No! To możecie rozładować energię - te zdanie było skierowane do dwóch białych botów. Hide nic nie komentując podszedł do komputera i zastukawł w klawisze. Po chwili pojawił się most ziemny,zmieniliśmy się w pojazdy i wjechaliśmy w niego. Po drugiej stronie(byliśmy na sawannie) było mnóstwo trawy. Słońce prażyło,a nieopodal było mnóstwo zwierząt i ludzi(nazwanych przez Kev'a Afrykanami). Musięliśmy uważać bo nawet drzewa były zbyt chude by się schować.
- Chodźcie jedziemy - ponagliłem,znowu zamieniłem w auto i pojechałem przed siebie. Za mną jechali Bee,Smoke i Jackie. Nie wiem ile tak jechaliśmy ale minęło kilka albo nawet i kilkanaście dobrych maxicykli zanim dojechaliśmy na miejsce. Zmieniliśmy się znowu w roboty i ukryli za gęstą trawą która dawała jako takie schronienie. Spojrzałem w głąb dziury pełnej conów. Po pierwsze nadmiar ostrożności był niepotrzebny bo w ogóle nie patrzono na boki. I nadzorcy również nie było.
- Może myślą,ze zajmiemy się kuźnią - zastanowił się Smoke tym razem już ciszej.
- Pipipip - stwierdził Bee z cichym pikaniem co znaczyło: ,,Masz rację''.
- Chodźcie - zacząłem się czołgać w stronę dziury,a gdy już byłem blisko krawędzi zmieniłem się w lamborghini i zjechałem w dół. Za mną pędziła reszta. Vehicony ledwo wyciągnęły blastery,a już uruchomiłem blaster i strzeliłem w kilku z nich. Po chwili poleciały też pociski Bee i Smoke'a.
- Jackie idziesz ze mną! My używamy broni białej! - pomknęliśmy na drugą część wrogów którzy nie przerywali pracy. Uruchomiłem swoje ostrze,a Wheeljack dwie katany. Szybko udało nam się przeciąć kilku z botów. Ale to by było zbyt piękne gdyby było prawdziwe. Jeden trafił mnie w plecy,a drugi Smoke'a w okolicach brzucha. Ból trochę był ale tragicznie nie było.
- Wszystko gra? - spytałem Smoke'a bo ja sobie radziłem.
- Tak - pomogłem mu wstać. Udało się nam wygrać a cony zabrały tylko kilka taczek z energonem. Wróciliśmy do domu obładowani,a Bee został by pilnować energonu bo musieliśmy kursować kilka razy. Nasze rany nie były super poważne i dopiero po namówieniu Hide'a wyleczył nas gdy cały energon był w magazynie. Po misji odpuściliśmy już naradę ponieważ było późno. Tej nocy nie nawiedziły mnie żadne wizje(jak ja dziękuję),a rano też nic się nie działo. Odwieźliśmy dzieciaki do szkoły i zajęliśmy się treningiem. Właściwie to wszystko szło spokojnie gdyby nie to,że trochę się zapomniałem...na szczęście opanowałem się w porę. Toczyłem sobie przyjacielski bój z Iron'em. Bot odepchnął mnie mieczem i posłał chwilowo na deski. Szybko wstałem i przyszykowałem się do kontra ataku. Bot zamachną ł się na mnie ale ja zablokowałem go. Po chwili wpadłem na dobry moim zdaniem pomysł. Jego pierwsza część poszła bezbłędnie ale z drugą za bardzo się rozpędziłem. Najpierw wykonałem pełny obrót z mieczem i w ten sposób. Wyrzuciłem botowi miecz z ręki. Potem podskoczyłem,wykonałem obrót i...przypomniało mi się,że nie mogę tego ujawnić. Tylko on to potrafił zrobić! Szybko więc przestałem ruchu i boleśnie się wywaliłem. Szybko obok mnie pojawiła się reszta drużyny.
- Ja wiem,że lubisz się popisywać ale z tym to przesadziłeś i to ostro - Hide nie miał zadowolonej miny.
- Och przestań to było świetne! Tylko szkoda,że ci się nie udało - dodał Smoke.
- No tak. Szkoda. Ale Hide ma raczej rację - udałem zawód. W głębi się cieszyłem,że udało mi się ich nabrać. Ale następnym razem muszę być ostrożny.
- Słuchaj! - Hide nie dawał za wygraną - Lubię cię ale wiesz,że tylko Optimus umiał wykonać taki cios. Ty mogłeś się omal nie zabić! Jakim cudem nic ci się nie stało to nie wiem - a ja wiem. Znam sposób by uchronić się od upadku po nieudanym lub upozorowanym nieudanym próbie ataku z takiej pozycji. Mam to ,,zarejestrowane''.
- Dobrze sorki.
- Ech...już dawno nie eksperymentowałeś. Zaraz...jedziemy po dzieciaki - dopiero teraz mu się przypomniało. Wbiegł szybko di bazy,a za nim Smoke.
- To było niezłe - pochwalił przechodząc obok mnie Jackie - A...tak na marginesie to mogę pojechać po Rose?
- Pewnie,że możesz - uśmiechnąłem się szeroko. Bot odwzajemnił uśmiech i ruszył do bazy. Później obok mnie przeszedł Bee. Stanął przede mną,poklepałem po ramieniu,zapikał pochwałę i odszedł. Jeszcze chwilę tak stałe lecz po chwili ruszyłem do bazy by Smoke wysadził nas przy szkole(a ostatnio coraz lepiej mu to wychodziło). Niestety bez wizyjne dni się skończyły gdy tylko chciałem postawić stopę we wnętrzu naszego domu. Jednak tym razem nie wyczekiwałem końca. Widziałem matkę i chodź przez wielu nierozumiana była dla mnie kochaną matką. A ojciec. Dobrze mnie traktował ale tak jak zawsze swoich żołnierzy. Mama zawsze mi pomagała i chodź nie mieszkałem z nią, często się widywałem. Jako małemu to pozwalano mi się spotykać. Dopiero potem się nie zgadzali i sam się wymykałem. Gdy uczyłem się chodzić i przewaliłem się to spoko matka zawsze była. Byłem smutny i nie chciało mi się bawić samemu? Jest okej matka mi pomagała! Tylko dziwię się jednemu. Żałuję tej dezycji ale raczej już nie można jej odkręcić. Byłem wtedy mały i wielu rzeczy nie rozumiałem. Tej rzeczy też nie rozumiem...I do dziś dzień zastanawiam się czemu ,,wybaczyłem'' ojcu zarzekanie się kilkakrotnie,że nie jestem jego synem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz