piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 8 Eperyment

- ZOSTAW MNIE!!!
- Loyal co się stało?! - Wheeljack szybko się obudził i podbiegł do mnie. Zaraz dołączyli też Bee,Smoke i Iron. No i świetnie wszystkich obudziłem. Jednakże to nie moja wina,że On cały czas mnie nawiedza,chcę ze mną rozmawiać,a dobrze wie,że tego nie chcę. Świetnie Optimus nic się nie zmieniłeś!
- Wszystko gra... - znów się położyłem ale Hide i Jackie silnie złapali mnie za ramiona i podciągnęli do góry.
- Piiiippipipi!
- Nie kłamię Bumblebee! Naprawdę! - starałem się by mi uwierzyli niestety z marnym skutkiem.
- Słuchaj Loyal na Antarktydzie tez sie dziwnie zachowywałeś. Powiedz o co chodzi? - Smoke był wyraźnie zmartwiony.
- O nic! - stanąłem na równe nogi strasząc ich. Głowa z misji ,,Antarktyda'' dała mi o sobie znać. Skuliłem się więc i chwyciłem za głowę starając powstrzymać ból. Gdy chcieli do mnie podejść odepchnąłem ich,zmieniłem w auto i wyjechałem. Pod osłoną nocy zacząłem wyjeżdżać z miasta. Musiałem się uspokoić. Z każdą sekundą oddalałem się od bazy i miasta aż w końcu zboczyłem z drogi i dostałem się na pustkowie. Zmieniłem się w robota i starałem uspokoić.
- Uch....o co ci chodzi? - zacząłem mówić sam do siebie jak jakiś wariat - Wiem...mieszaniec...,,Nigdy nie będziesz Autobotem'',,,Zdrajca'',,,Upadłeś na głowę by go przyjąć'' - zacząłem udawać głosy Botów które dowiedziały się,że będę z nimi walczył. A niby tacy tolerancyjni. W niczym nie różnią się od Conów. Mimo tego jak mnie traktowali wiem jedno: jestem Autobotem. Uratuję Cybertron i Ziemię wraz z przyjaciółmi. Ale nie dojdzie do tego jeżeli nie znajdziemy Kuźni. Czemu wizja mi tego nie ukazała?!
- Uf...dobrze tylko spokojnie...Najpierw trzeba odszukać statek Conów...właśnie statek Conów! Najlepiej będzie ich powstrzymać! - ożywiłem się. Nie zrobimy kroku ani dalej jeżeli nie dowiemy się gdzie stacjonują. Transformowałem się i ruszyłem do bazy. Kiedy do niej dojechałem już świtało. Pierwszy wypatrzył mnie Bumblebee i pobiegł po resztę. Po chwili byłem w kleszczowym uścisku.
- Spokojnie,wszystko gra no już uwolnijcie mnie - boty wypuściły mnie z objęć.
- Gdzieś ty był? - spytał czarny bot.
- Na przejażdżce. Musiałem się uspokoić - zapadła cisza. Smoke chciał coś powiedzieć ale uciszyłem go ruchem ręki - Słuchajcie naprawdę nie chcę o tym gadać.
- Dobrze. Sorki za napastliwość - odezwał się Smoke.
- Spoko - uśmiechnąłem się - A teraz chodźcie do środka. Wpadł mi pomysł na postęp w naszej misji - szybko weszliśmy do bazy i usiedliśmy przy głównym komputerze.
- Słuchajcie. Przed chwilą zrozumiałem,że nie zrobimy żadnego postępu ani nie odnajdziemy kuźni jeżeli Cony będą siedzieć nam na ogonie.
- Pipippi?
- To znaczy Bumblebee,że oprócz zdobywania Energonu trzeba będzie jeszcze szukać statku conów. Proponuję udawać,że szukamy tej kuźni jak gdyby nic -  bo dam głowę sobie uciąć,że idą za nami - Poszukujmy Energonu i trenujmy. Gdy będziemy gotowi po prostu poczekamy na odpowiedni moment by znaleźć jakiegoś cona,a najlepiej kilka poprzyczepiać im GPS i namierzyć statek.
- Dobry pomysł ale co potem? - spytał Smoke.
- Jeszcze zobaczę - wstałem - No,a teraz jeszcze trochę odpocznijmy bo za kilka cykli dzieciaki przyjdą by zawieść ich do szkoły - posłusznie więc poszliśmy spać. Niestety nawet nie zdążyliśmy usnąć bo do bazy wbiegły dzieciaki.
- Co tak wcześnie? - spytał zaspany Smoke.
- Bo widziałem przez okno wielkiego robota! - wrzasnął Ben wymachując rękami - Okna mojego domu wyglądają na muzeum. Od ostatniego rabunku stacjonuje tam wiele żołnierzy. Ponoć roboti wypadła jedna z kości tego dinozaura i dzisiaj po nią wrócił!
- I dla tego mama dzisiaj nie przyjdzie - dodała Rose - No i odwołali zajęcia w szkole. Trąbią o tym w radiu na okrągło. Ten robot cały czas grasuje i proszą byśmy stąd nie wychodzili - najpierw  wszyscy zamilkliśmy. Potem poprosiłem Kevina by z pokoju ludzi wziął radio. Chłopak przyniósł i okazało się,że faktycznie na wszystkich programach o tym mówiono. W telewizji także. My Autoboty wiedzieliśmy,że to sprawka Schokwave'a. On lubił eksperymentować. Hide wypatrzył jego sygnał niedaleko wyjścia z miasta. To znaczy,że chciał uciec. Szybko misję otrzymali Bee i Jackie. Hide uruchomił most ziemny i roboty pod postacią aut zniknęły w ich wnętrzu. My natomiast zaczęliśmy opowiadać nasz plan wymyślony w nocy dzieciakom. Chociaż głównie podjęliśmy ten wątek tylko dlatego by uspokoić naszych młodych przyjaciół.

Narracja trzecioosobowa

Po wielkim czarnym statku spacerował wielki szary robot. Wydawał plecenia swoim żołnierzom i cały czas czekał na połączenie od swojego naukowca Schockwave'a. Niedawno posłał go do ludzkiego miejsca zwanego muzeum by skradł szkielet dinozaura niestety jedna z kości mu spadła i ku wściekłości wielkiego Lorda Decepticonów czyli jego musiał po nią wrócić. Nie obchodziło go jego życie. Właściwie żadne życie go nie obchodziło. Zależało mu tylko na ożywieniu Dinobota. A żeby tego dokonać potrzebowali szkieletu dinozaurów by takie roboty miały drugi tryb. Na razie Megatron chciał ożywić tylko jednego Dinobota. A jeżeli ten efekt się powiedzie...
- Lordzie Megatronie! - usłyszał. Obrócił się i ujrzał przed sobą szarego bota który ukłonił się szybko - Proszę zobaczyć. Schockwave przesłał z kamer pewne nagranie...
- Dobrze Starscream - ruszyli do jednego z pomieszczeń. Przy komputerze stał już Terror,a także Soundwave i Knockout. Patrzyli na coś. Gdy tylko go ujrzeli natychmiast zrobili mu przejście. Na Ekranie widział Schockwave'a który z kamery niewidocznej dla napastników wysłał im nagranie z walki. Obraz był niewyraźny ale od razu rozpoznał tego kalekę i bombardiera. To Loyal ich wysłał...
- Jeżeli myślą,że z nami wygrają to grubo się mylą - zaśmiał się groźnie Megatron.

Tymczasem przed wyjściem z miasta Bumblebee zaatakował przeciwnika z blasterów. Strzelał na odległość ale mimo swojej powolnej postury Decepticon omijał pociski. Nagle z tyłu zaatakował Jackie z katanami. Zdążył powalić Cona na ziemie i przedziurawić go niestety nie udało mu się przebić jego iskry.
- Soundwave poproszę most ziemny - odezwał się nagle tubalnym głosem.
- Nigdy! - Jackie spróbował uderzyć ale niespodziewanie robot uderzył go w brzuch posyłając kilka metrów dalej. Szybko wstał i wszedł do środka nim zdążył dogonić go Bee. Żółto - czarny bot zaczął przeklinać i wygrażać pięściami. Potem podbiegł do rannego kolegi i pomógł mu się na nim wesprzeć.
- Nie ma co się wzburzać Bumblebee - powiedział trochę słabo - Jasne było,że stchórzy. Iron - zwrócił się do kolegi w bazie - Oberwałem ale wszystko gra. Nie udało nam się go pokonać. Przykro mi.
- Spokojnie niczym się nie martw - po chwili pojawił się portal przez które szybko -  na ile pozwalały rany Wheeljack'a - przeszli za nim budzący mieszkańcy miasta zdążyli ich zauważyć.

Tymczasem Decepticon Schockwave był już na statku.
- Knockout zajmij się nim. Masz kość?
- Tak jest lordzie - po jego nic nie barwnym głosie nie dało się wyczuć,że cierpi ale jego rana wyglądała na głęboką - Mam - wyciągnął ni stąd ni zowąd kość jakby to były małe kluczyki. Megatron zadowolony wziął ją do ręki i chwilę się jej przyglądał.
- Starscream! Terror! Weźcie ją i połączcie z resztem szkieletu! Za niedługo zaczniemy nasz projekt... - wyszedł z pomieszczenia,a dwójka wyznaczonych botów zajęła się kością. Soundwave zaczął coś majstrować przy komputerach,a Knockout zaczął opatrywać rannego cona...

Oczami Loyala

- Nic się nie stało - uspokajałem przyjaciół - Jasne było,że stchórzy - założyłem ręce na piersi,a potem zwróciłem się do Smoke'a - Smockescreen zajmij się proszę szukaniem kuźni - bot wyprostował się,zasalutowałem i potem wbiegł do portalu. Zgodnie z naszym planem mięliśmy na razie robić cony w balona.
- Bumblebee ty jutro wraz ze mną udasz się na poszukiwanie statka conów - żółto - czarny skinął posłusznie głową.
- A ty Jackie wypoczywaj - biały skinął mimowolnie głową i wtedy do pomieszczenia wpadły dzieciaki. Rose przytuliła się do Wheeljack'a
- Wszystko gra? - spytała zmartwiona.
- Spoko - powiedział tylko i przygarnął ją do siebie ręką. Ja uśmiechnąłem się tylko,zamieniłem w auto i pojechałem na patrol.
---------
No i to chyba ostatni rozdział przez następne 13 dni ponieważ jutro wybieram się na wakacje. Być może biorę kompa ale nawet jeśli go wezmę nie wiadomo czy będzie internet. Ale na pewno jak będę miała komp,a neta nie będzie będę pisała w OpenOffice i potem kopiowała na bloga. :) No to teraz nie zostaje mi nic innego jak poprosić was o komentarze,pozdrowić i pożegnać się. Elo! xd

Rozdział 7 Pogubieni

- Loyal na Primusa zejdź na ziemię! Nie możemy zostać w tej bazie! Erica nas wyda! Nie rozumiesz?! Wykorzystała nas! - Ironhide zazwyczaj spokojny teraz pieklił się jak nikt inny. Na próżno dzieciaki go uspokajały on dalej był rozwścieczony.
- Ufam jej... - spokojnie usiadłem na podwyższeniu gdzie już wypoczywałem kilka cykli. Głowa prawda bolała ale już trochę mniej.
- Ufasz jej?! Po tym jak nas zdradziła?! Megatron omal was nie zabił! - bot wskazał na mnie i Smoke'a. Wtedy do pomieszczenia weszli Bumblebee,Weeljack i komendant Monica.
- Co to za hałasy? - spytał Jackie. Iron już trochę spokojniejszy wyjaśnił mu o co chodzi. Bot musiał przyznać mu rację.
- Nie zdradzi nas - zapewniła nagle Rose - Pracuje dla Megatrona ale nie zdradzi nas. Przynajmniej teraz.
- Róbcie co chcecie! Ja już się poddaje! Nie przekonam was! - Hide machnął ręką z rezygnacją i wyszedł z pomieszczenia. Na chwilę zapadła cisza,a potem Kevin przejął głos:
- Macie coś?
- Pippipi - Bumblebee zaczął coś pikać.
- Czyli? - nie zrozumiał chłopak.
- Nie udało się odebrać szkieletu z muzeum. Cóż...najwyraźniej dostaniemy nowego wroga... - westchnąłem tłumacząc pikanie naszego żółtego przyjaciela. Potem powoli wstałem i opierając się o Bee i Jackie'go udałem się do głównego pomieszczenia. Tam już czekał Iron. Przeprosił nas wszystkich mówiąc,że cała ta sytuacja go przerasta. Przyznałem mu rację. Nas wszystkich to przerasta. Zabezpieczyliśmy bazę bajerkami Jackie'go który nie ruszał się bez nich nigdzie. Potem stwierdziliśmy,że to wystarczy. Tego dnia nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Każdy chodził potruty i nie miał na nic ochoty. Jedynym plusem dzisiejszego dnia było bardzo dobre dogadywanie się Rose i Weeljack'a. Była szansa,że mogli zostać przyjaciółmi. Niestety nie licząc tego to nic dobrego się nie zdarzyło. Hide chodź nas przeprosił wciąż był pochmurny i nie odrywał wzroku od ekranu. Przy nim siedział Ben mając przed sobą zadania matematyczne. Chłopak nie miał jednak ochoty ich rozwiązywać więc był to fenomen ponieważ on wręcz to uwielbiał! Kevin siedział w kącie z przygarbioną Rose i patrzył się tęmpo na piłkę którą przyniósł,trzymał dziewczynę pocieszająco za ramię bo płakała. Komendant Monica siedziała na dworze i na swoim telefonie szukała jakichś informacji o dalszych działaniach Conów ponieważ ziemska telewizja,radia i gazety mogły nas coś informować. Jackie najpierw trochę potrenował w sali treningowej,a potem siedział w sali z energonem i gapił się tempo na niebieskie,błyszczące bryłki. Smoke'a nawet nie było w bazie. Gwiżdzął na niebezpieczeństwo i pojechał na przejażdżkę. Natoiast Bumblebbe siedział w sali gdzie ludzie spali w weekendy. Plecy miał oparte o ściane i nic nie robił. On z nas najbardziej chciał się zemścić na Megatronie. W końcu wyrwał mu przetwornik. Miałem dosyć tego wszystkiego. Zmieniłem się w auto i pojechałem do środka lasu. Tam znowu się przemieniłem i zacząłem nawalać w pobliskie drzewa.
- Mógłbyś chodź raz mi pomóc! - krzyknąłem chodź wiedziałem,ze i tak mnie nie usłyszy.

Oczami Erici

Jak mogłam go zawieść? Czemu ich oszukałam? Chodź spędziłam z nim bardzo mało wspólnego czasu to wydarzenie na sali treningowej pokazało mi,że jest dla mnie kimś więcej...Megatron szczerze mówiąc mógł mnie zabić. Ale i tak to zrobi. Nie jestem głupia. Nie powiedziałam mu gdzie jest ich baza. On wie,że tam nic nie ma. Po prostu chce ich zniszczyć. Cały czas próbuje wyciągać ze mnie informację. A ja mówię nie. I tak mnie teraz nie zabije. Wiem,że chce mnie użyć jako kartę przetargową. Jeżeli w ogóle uda im się znaleźć Kuźnię...tylko po co ona Deceptą? Tylko Prime ją uaktywni...pewnie chcą ją zniszczyć. Boty nie odzyskają wtedy domu,a Cony zawładną na ziemią. Nie uda im się to...Nawet jeżeli Schockwave stara się odrodzić te durne Dinoboty. Kopnęłam w ściankę statku i przeszłam dalej. Cony uważnie mnie śledzą. Nie mogą mnie puścić. Ja to wiem...po co w ogóle sie zgodziłam?! Myślałam,że boty się poddadzą?! Ze jak Prime umarł to żadna inna drużyna nie da rady?! Myliłam się. I już do końca życia będę się z tym źle czuć. A jedyne co mnie pociesza to to,że koniec jest bliski. Boty odnajdą kuźnie Solusy. Na razie Megatron nie przesłuchuje mnie uważnie jeżeli chodzi o bazę. Dopiero gdy oni znajdą kuźnie. Zacznie się prawdziwe piekło. Nie wytrzymałam,a po chwili po moich policzkach zaczęły spływać olejne łzy...Nie ma odwrotu...

Oczami Loyala

Waliłem w drzewa. Z miejsca gdzie stanąłem zaczęło się robić gruzowisko i pewnie nadal by tak było gdyby nie kolejna wizja...
- Słuchajcie...tutaj kuźnia nie jest bezpieczna - rozpoznałem go. Optimus.
- Ale Prime... - odezwał się biało - pomarańczowy bot. Ratchet - To dobra kryjówka.
- Prędzej czy później i tak ją znajdą - bot spojrzał tak jakby na mnie...jakby mnie widział.
- Nie...zostaw mnie...nie mów do mnie... - zacisnąłem oczy...stałem tak chyb kilka maxicykli aż w końcu wizja zniknęła. Odetchnąłem z ulgą.
- Cześć... - nagle za sobą usłyszałem głos Kevina. Odwróciłem się. Wyglądał markotnie. Podszedł do mnie i po prostu się przytulił. Usiadłem obok.
- Hej. Coś taki smutny? Nie martw się wygramy...Nie wyda nas...
- W to niewątpie. Ale martwi mnie co innego... - zwiesił głowę - Moi rodzice mieli za rok przyjechać. A tu się dowiaduje,że przedłuży im się to do pięciu lat...Po raz kolejny w życiu mam de ja vu! - ostatnie zdanie wykrzyczał i uderzył mnie z pieści w bok. Nic nie poczułem - Och...sorki - speszony zabrał dłoń.
- Spokojnie. Jak ci to pomaga to uderzaj. Ja i tak nic nie czuje. Patrz - wskazałem mu na rozwalone drzewa. Wiedział,że to ja. W milczeniu znów uderzył mnie w bok,kolejny,kolejny. Gdy znowu mnie uderzył aż się cały zatrząsłem.
- Sorki! Teraz to już przesadziłem! - odsunął się przestraszony. Zaśmiałem się.
- Masz siłę chłopie! - zobaczyłem delikatny uśmiech na jego twarzy. Zamieniłem się w auto i odwiozłem go już do domu. Niech odpocznie. Gdy wróciłem do bazy sytuacja znacznie się poprawiła. Monica była już znacznie bardziej wyluzowana i wchodziła już do auta. Rose przybijała żółwika z Jackiem żegnając się. Smoke wrócił i opierał się kompletnie luzacko o jakąś starą poręcz której nie usuwaliśmy,Ben chował zeszyt do plecaka kątem oka patrząc na uśmiechniętego Hide'a który zamienił się w auto,zabrał go i odwiózł do domu,Monica i Rose również odjechały. Wypatrzyłem też Bee znacznie spokojniejszego. Również się wyluzowałem i podszedłem do Smockescreena. Chciałem mu podziękować za opiekę na Antarktydzie.
- Cześć młody - jakby dopiero teraz się ocknał i mnie zauważył.
- O cześć Loyal.
- Słuchaj...chciałem ci podziękować za opeikę na misji. Wydurniłem się.
- Spoko - spojrzal w dal - Co się wtedy stało?
- Zobaczyłem coś co nie chciałem widzieć,chyba ze zmęcznia jakiś nagły koszmar - starałem zabrzmieć się przekonująco chociaż w moim mniemaniu mówiłem prawdę - A zmieniając temat to gdzieś ty był?
- O tam i z powrotem - zaśmiał się - Słyszałem,ze sytuacja w bazie po fochach Hide'a nie była najlepsza.
- Niestety - westchnąłem ale było to już westchnienie ulgi,że jest teraz znacznie lepiej niż było rano. Wtedy przyjechał Hide.
- Cześć - uśmiechnął się do nas - Co robicie?
- Nic ciekawego - odpowiedziałem. Wtedy podeszli do nas Bee i Jackie.
- Czy komputer coś pokazał? - spytałem.
- Niet - Jackie pokręcił przecząco głową,a bi również piknął na nie. Zadecydowaliśmy więc żeby iść spać. Mimo tego wieczornego i miłego zdarzenia noc nie była zbyt przyjemna.
- Nie uciekaj Loyalu...chcę ci tylko pomóc...

czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 6 Odkryty sekret

Obudziłem się. Wszystko mnie bolało,a głowa najbardziej.  Nade mną stał Smoke. Zamartwiał się. Widać to było po jego rysach twarzy. Gdy zobaczył,że się obudziłem odetchnął z ulgą.
- Uff...w końcu. A już się bałem...Tylko Loyal weź mi powiedz co się stało - popatrzył na mnie wyczekująco ale ja milczałem i nie zważając na jego protesty ostrożnie podniosłem się na  nogi. Kręciło mi się w głowie więc musiałem szybko przysiąść. Smockescreen usiadł obok mnie.
- Słuchaj udało mi się połączyć z bazą ale ledwo otworzyłem usta by coś powiedzieć i zasięg się stracił - westchnął. Zacisnąłem zęby starając się nie reagować na ból. Niestety nie było to takie łatwe. Szybko wstałem na nogi. Nagle usłyszałem jakieś uderzenia. Wraz ze Smoke'iem obejrzeliśmy się w tym kierunku. Lód stopniowo pękał aż w końcu przejście uwolniło się ukazując...Terrora mierzącego w nas z blasteru.
- Jeżeli chcecie jeszcze zobaczyć swoją przyjaciółkę radzę wam iść ze mną - Smoke natychmiast wycelował w Cona z blasteru ale powstrzymałem go ruchem ręki. Był zdziwiony jednak schował broń.
- Dobrze pójdziemy...z tobą - z trudem uniosłem ręce na ile pozwalał mi ból głowy. Uśmiechnął się wrednie.
- I dobrze - poprowadził nas na zewnątrz i zmienił się w pojazd. My również to uczyniliśmy i pojechaliśmy. Komenderował gdzie mamy jechać,a sam był za nami. Gotów nas zabić i zgasić naszą iskrę...Pogoda poprawiła się ale stopniowo. Czyli mieli ją...Primusie niech jej nic nie będzie. Wszystko mi się rozmazywało. Nie miałem siły. Ale ona...nie zdążyłem jej jeszcze przeprosić za tą sytuację w sali treningowej. W końcu zatrzymaliśmy się na miejscu. Transformowaliśmy się. Zatoczyłem koło ale Smoke pomógł mi ustać się na nogach.
- Och czyżbyś był ranny? - Terr znowu celował nas z blasteru.
- Tak... - wysyczałem. ,,Na własne życzenie''dodałem w myślach. Czemu się tak załatwiłem? Mogłem już pozwolić by Opti...Optimus się odezwał.
- Och jak mi przykro - myślałem,że gdyby nie to,że byłem ranny(na własne życzenie) i mieli Ericę to bym mu bez wahania przywalił.
- Zamknij się - Smoke przejął inicjatywę. Tamten tylko się zaśmiał i popchnął nas do jaskini. Na zewnątrz już było kilka Vehiconów. Jak nas znalazł to nie wiem ale musiał nas długo szukać bo boty były już zamarznięte ale jednak miały siłę celować nas z blasterów. Con zniknął na chwilę,a potem pojawił się...z nikim innym jak ze Starscream'em. Bot trzymał Ericę. Patrzyła na mnie...jakby przepraszająco? To ja powinienem ją przeprosić.
- Dajcie ją - ponagliłem.
- I tak się wam nie przyda - Scream nagle się odezwał. Ercia posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Za bardzo nie zrozumiałem o co chodzi ale nie przejąłem się tym zbytnio.
- Koniec głupot. Oddajcie ją - wiedziałem,że to pułapka dlatego zacząłem wzrokiem szukać jakiegoś pola do ucieczki. Niestety wszędzie były Vehicony. A Scream przytykał Erice swoje pazury do gardła.
- Och a ty ciągle nie wiesz - zobaczyłem,że fembotka kopnęła go w kostkę ale Decept tylko mocniej ją przytrzymał.
- Co mam wiedzieć?
- Że ona pracuje dla Lorda Megatrona - jego wredny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Smoke zareagował błyskawicznie.
- Czyli?
- Czyli to co słyszałeś smarkaczu - młody bot nie wytrzymał. Uruchomił blastery i zaczął strzelać w cony. Erica krzyczała,że to nie prawda. Ja jej wierzyłem. To nie mogła być prawda. Natychmiast uruchomiłem blaster i z prędkością światła walnąłem w cona. Ten osunął się na ziemię i chodź się nie ruszał to wiedziałem,że wciąż żyje. Podbiegłem do Erici i nie zważając na okropny ból głowy pomogłem jej wstać.
- Co on mówił?
- Chyba mu nie wierzysz - spojrzałem w jej oczy. Był w nich nie pokój. Zdrowy rozsądek mówił; ,,Decepticon'',a iskra ,,Autobot''.
- Nie wierzę - zwyciężyła iskra. Położyłem jej rękę na policzku - Wierzę tobie.  I przepraszam tamto na sali...
- Nie przepraszaj...
- Ej gołąbeczki! - nagle usłyszeliśmy głos Smoke'a. Strzelał w cony biegnąc do nas. Po drodze kopnął z nogi podnoszącego się Sreama - Pragnę wam przypomnieć,że walczymy! - spojrzał na Ericę - Spoko wierzę ci. Przecież byś nas nie zdradziła - uśmiechnął się do fembotki aż nagle jakby sobie coś przypomniał - A gdzie Terror? - faktycznie cona nie było. Jednak nie było co się zastanawiać. Zaczęliśmy strzelać do conów i staraliśmy nie przejmować się podejżaną nieobecnością fioletowego. Nie był on tchórzem jak Scream i nie uciekał z pola bitwy. Ale uwielbiał wzywać silne posiłki...Walczyliśmy i strzelaliśmy w cony. Powoli robiło się ich coraz mniej. Ja i Erica używaliśmy tez ostrzy i niekiedy przedziurawialiśmy jakieś Decepticony. Nagle...wszystkie Cony stanęły i spojrzały w górę. Zakrył nas cień. My również zadarliśmy głowy i...zbladłem. Nad nami unosił się wielki statek conów. Jednak z niego nie wypadły nowe Vehicony ale Terror. Uśmiechał się tryumfalnie. Z wnetrza statku tuż za nim wyleciał...Cybertroniański odrzutowiec,a po chwili transformował się w wielkiego robota o połowę większego ode mnie...Megatron.
- Lordzie Megatronie! - jęknął przerażony Starscream chwiejnie i niezdarnie wskakując na nogi i kłaniając się. Wszystkie Vehicony zrobiły to samo,a my cofnęliśmy się.
- No...mój plan jakoś nie wypalił. Ale i tak nie uda się wam odnaleźć kuźni Solusy - zbliżył się do nas,a my znowu cofnęliśmy się. Zauważyłem,że Erica jest najbardziej przestraszona. Złapałem ją za rękę by dodać jej otuchy. Ta tylko spojrzała na mnie błagalnie i przepraszająco.
- Wybacz...to nie wina Rose - na początku nie wiedziałem o co chodzi? Już nie zważałem na ból głowy który pulsował mi jakby mechanicznie.
- No cóż przynajmniej was zabijemy. Nawet udana robota...Erico... - ja i Somke podskoczyliśmy.
- Więc to prawda?! - spytał biały bot. Wściekły - Oszukałaś nas!
- Ja...ja...nie chciałam - cofnęła się do conów - Przepraszam...zwłaszcza ciebie Loyal... - moja iskra rozsypała się na maluteńkie kawałeczki. To cód,że jeszcze żyję. Nagle moja głowa zaczęła tak piekielnie nawalać,że aż się skuliłem i ukleknąłem na ziemie.
- Loyal! - Smoke usiadł obok i złapał mnie za ramię - Wszystko gra? - nie potwierdziłem i nie zaprzeczyłem. Na nic nie miałem siły. Megatron zaśmiał się przeraźliwie.
- Hah miło,że przede mną klęczysz, A co do ciebie Erico to...przyznam Star miał cię zabić ale jednak cię oszczędzę. Dobra robota. Prędzej czy później ten trzeci bot ruszy im na ratunek i jego też zabijemy. Tamtych ludzi też. Będzie spokój,a my będziemy mogli odszukać kuźnię - nie zwracałem nawet uwagi na krzyki Screama. Ewidentnie nie spodobała mu się opcja nie zabijania Erici. Megatron uciszył go tylko. Komandor conów gotował się ale już nic nie powiedział. Lord decepticonów podszedł do nas i wyciągnął swoje ostrze. Też wiedział...Tak jak Terror...
- Cóż drogi Loyalu... - Smoke stanął gotów do ataku ale wtedy zostały w niego wymierzone dziesiątki blasterów. Nie zważał na to ale na razie nie atakował. Przyglądał się tylko przywódcy Decepticonów mściwie.
- Nigdy nie będziesz drugim Prime'em - zwrócił się do mnie Megatron mściwie.
- Wiem to - przyznałem. On nawet nie chciałby żebym nim został...Szary Con zaśmiał się głośno.
- Ostatnie słowo? - przypomniało mi się to pytanie podczas ratowania Kev'a. Tym razem faktycznie było to moje ostatnie słowo.
- Tak... - nachylił się by je usłyszeć - Nie masz szans Megatronie - zebrałem wszystkie siły by stanąć na nogi i zaatakowac go ostrzem. Zaskoczony zdążył się uchylić ale wtedy otworzył się portal i przygwoździła go furgonetka która zamieniła się w Ironhide'a. Za nim wyskoczył żółty bot w czarne pasy. Brzęczał wściekle. Poznałem go. Ale chyba Smoke znał go jeszcze lepiej.
- Bumblebee! - krzyknął uradowany. Iron spojrzał wściekle na Ericę która skuliła się.
- Bee już mi wszytko opowiedział - botka skuliła się,a lord Conów wstał pewnie.
- O...ten kaleka - Bumblebee zapiszczał gniewnie - Heh...wyzywanie nic nie da. No cóż...pora się zbierać. Soundwave! - nagle pojawił się most ziemny i wszystkie cony do niego wbiegły nim zdążyliśmy zareagować. Erica także.
- Pomóżcie mi z nim! - krzyknał Hide podnosząc mnie. Po mojej drugiej stronie stanął Smoke.
- Jak nas znaleźliście?
- Trochę to było trudne ale się udało. Poza tym Monica odebrała wezwanie. W muzeum pojawił się Con - Schokwave który porwał szkielet Pterodactyla. Zgromił policjantów i gdyby nie Bee i Jackie byłoby po Monice i kilku innych policjantów którzy wtedy zemdleli więc nic nie widzieli - wytłumaczył Hide.
- Zaraz...powiedziałeś Jackie? - podchwycił Smoke -Weeljack?
- Pipipippi - zapiszczał Bee potwierdzająco - Pippipipi - wytłumaczył nam,ze nie wiadomo co z resztą drużyny. Po śmierci Prime'a rozdzielili się i wtedy ta dwójka napotkała siebie,a potem nas. Bee wytłumaczył,ze kuźnia Solusy była schowana na pewnej pustyni ale Prime sam ją potem przełożył tylko nie wiedzą gdzie. Poza tym Decepticony ukradły z muzeum szkielet dinozaura ponieważ chcą wykorzystać go do Dinobota. Były to boty zmieniające się w Dinozaury ale część podczas wojny uciekła,a druga część została zabita. Były po obu stronach.
- Dzięki za info Bee ale trzeba teraz pomóc Loyalowi - powiedział Smoke. I nim zdążyłem zareagować zostałem przeniesiony przez portal gdzie czekał faktycznie biały robot z czerwono - zielonymi pasami,dzieciaki i komendant Monica. Rose przepraszała. Mówiła,że nie chciał zdradzać Erici,że była to jej przyjaciółka.
- Spokojnie. Każdy chce mieć kumpli - uspokoił ją Weeljack. Kolejne cykle spędziłem w sali medycznej zdrowiejąc. Bee i Jackie oficjalnie należeli już do naszej drużyny. Wybaczono też Rose bo każdy by nie zdradził swego przyjaciela. Mnie bolało tylko jedno. I nie była to głowa...Bolało mnie oszukiwanie nas przez Ericę...

Rozdział 5 Tajemnica

Przejechaliśmy przez most i już po chwili byliśmy na mroźnej Artanktydzie. Szybko się transformowaliśmy.
- Rozdzielmy się. Ja,Kevin i Smoke idziemy w lewo. Erica i Rose w prawo - Smoke wyraźnie się cieszył na wieść,że idzie ze mną. Specjalnie tak zrobiłem. Poza tym nadal nie rozmawiałem z Ericą,a nie chciałem spięć na misji. Rozdzieliliśmy się i szybko ruszyliśmy w swoje strony.

Narracja trzecioosobowa

Po statku Conów spacerował Starscream z Terrorem i wyraźnie się o coś kłócili.
- To wszystko twoja wina! Gdyby nie ty nie musielibyśmy szukać  na mniejszą skalę! - wrzasnął szary do fioletowego.
- To było juz dawno. Nie rozpamiętuj tego - powiedział spokojnie ale wyraźnie był zdenerwowany.
- Muszę. Idziemy na Antarktydę. Za tą chmarą głupich bocików - prychnął lekceważąco - Megatron jest głupi! Serio sądzi,że tam będzie kuźnia Solusy?! Zwłaszcza...po co mamy tam być jak ONA jest z nimi
-  Ma dobry plan. A ta fembotka sama sobie nie poradzi. Zreszta i tak jest na chwilę. Po misji Lord ją wykończy. My też jesteśmy potrzebni. Z resztą nie ważne jaki Lord ma plan. I tak w końcu - przystanął i pokazał zaciśniętą pięść. Szary Con uśmiechał się wrednie. Musiał przyznać rację swemu rozmówcy.  Wystarczy tylko spokojniutko podążać za Autobotami...A gdy tamci znajdą kuźnię...nie będą mieli szans z chmarą Decepticonów,a ona i tak będzie na chwilę bo on Starscream później na rozkaz Lorda Megatrona ją wykończy. Bo i tak mu działała na nerwy...

Oczami Loyala

Szliśmy dalej przedzierając się przez lodowce. Kevin zaczął marznąć. My zresztą też. To nie był dobry pomysł by go tu zabrać. Skontaktowałem się z Hide'em.
- Cześć Iron. Uruchom portal. Kevin sobie nie radzi - spojrzałem na chłopaka. Próbował protestować ale wyraźnie szczękały mu zęby.
- To samo mówiła Erica. Rose już jest. Zaraz wysyłam most ziemny - po chwili pojawił się portal. Kev protestował ale wepchnąłem go do środka i wraz ze Smoke'iem ruszyliśmy już dalej sami. Szliśmy w milczeniu i nie działo się nic złego. Nagle odezwał się komunikator Erici.
- Halo? Loyal?
- Erica? Co się stało?
- To cony - usłyszałem,że strzela - Śledzą nas!
- Już jedziemy podaj nam współrzędne - szybko wyłączyłem komunikator.
- Co się stało?
- To Decepticony Smockescreen. Śledzą nas! Atakują Ericę! Jedziemy! - szybko zmieniliśmy się w auta i zaczęliśmy jechać. Nie mogliśmy zawieść Erici. A zwłaszcza ja. Niestety jak na złość współrzędne nie przychodziły i robiły się coraz zimniej. Coś się stało. Może ją trafili albo zabili...brr! Nie mogłem myśleć o takich rzeczach! Przyspieszyłem ale szło mi to coraz oporniej...Zamarzaliśmy...Na dodatek komunikatory przestały działać. Świetnie! To już kolejna poważna misja gdzie są jakieś problemy.
- Patrz jaskinia! - młody coś wypatrzył. Pochwaliłem go. Nie było szans szukać fembotki w taką pogodę. Nie pomożemy jej jeżeli sami zginiemy. Szybko wjechaliśmy do środka i zmieniliśmy w roboty. Wypatrzyliśmy jakieś głazy i zatamowaliśmy przejście. Ryzykowało to zamarznięciem wejścia i nie wydostaniem się ale tez dawało więcej ciepła bo zimny wiatr nie dostawał się do środka. Ale i tak było zimno. Smoke usiadł w kącie i cały się trząsł. Czułem się winny. Zwłaszcza,że go odtrącałem. Wszystko mnie przytłaczało. Było tego za dużo...Nigdy nie będę taki jak Op...jak On...nigdy...Zacisnąłem zęby...Nie można się poddać! Nie można!
- No i co teraz? - spytał Smoke z trudem pokonując władające nami zimno.
- Nie wiem... - przyznałem - Masz jakiś plan?
- Ja? - skinąłem głową. Smoke najwyraźniej bardzo się ucieszył.
- Tak. Nie wiem już co robić - jego zapał nagle zgasł.
- Niestety ja też...

Narracja trzecioosobowa

W jaskini byli już Starscream,Terror,Vehicony i...pewna fembotka. Czekali.
- Jesteś pewna,że przybędą? - spytał niecierplwiie komandor Decpeticonów - Czy może zrobiłaś nas w balona?
- Przyjadą. Prędzej czy później. Wysłałam im przecież współrzędne - uspokoiła go ruchem ręki.
- Mogło nie dotrzeć - zauważył.
- Wiem. Ale i tak przyjadą.
- A wtedy wykończę Loyala - warknął Terror.
- Ej! Ustaw się do kolejki - Scream oparł się o jaskinię. W iskrze tajemniczej botki coś poruszyło. Nie chciała by ginął...Nagle zaszkliły jej się optyki. Szybko zamrugała by nie pokazać słabości i tego,że zależało jej na Loyalu. I na Rose...Ona jako jedyna o tym wiedziała. I nie mówiła. Więc też zdradzała Autoboty. Też cierpiała nie mogąc zdradzać jej informacji. Zacisnęła pięści. Totalnie się pogubiła. Lecz nie mogła teraz odejść. Inaczej Cony zabiją ją szybciej...

Tymczasem w bazie wszyscy się niepokoili. Czas mijał,a nikt nie wracał. Jedynie Rose wiedziała co się dzieje. Ale nie mówiła. Nie mogła.
- Gdzie oni tak długo są? - zamartwiał się Ironhide - Spacerował po całym pomieszczeniu z rękami założonymi na plecy. Spojrzał na dziewczynę i Kevina.
- Dobrze,że wróciliście - popatrzył na Bena - Sprawdź czy są od nich jakieś wieści - chłopak spojrzał z wyraźną nadzieją na ekran. Potem odwrócił się i westchnął co znaczyło jednoznaczną odpowiedź: ,,nie''. Monica równiez się martwiła. Również chodziła po pomieszczeniu. Nagle zadzwonił jej telefon. Odebrała.
- Halo? Co? - jej oczy rozszerzyły się jak spodki - Już będę - zamknęła klapkę.
- Co jest? - spytał Ironhide.
- Muszę lecieć do pracy...Jakiś wielki robot zaatakował muzeum - pobladła. Wszyscy w pomieszczeniu zerwali się na równe nogi.
- No i świetnie - westchnął Hide - Jedź - pani komendant szybko skinęła głową i wybiegła z pomieszczenia.

Oczami Loyala

Wiedziałem. Wiedziałem,że wejście zamarznie. Waliliśmy w nie ile wlezie ale bez skutku. Obu nam z rąk zaczął wyciekać energon. Byliśmy wymordowani. Zwłaszcza Smoke. Był jeszcze młody i szybko się męczył. Upadł na podłogę i starał się miarowo oddychać,nie pokazywać,że jest wykończony. Ale wiedziałem,że udaje. Wszystko go bolało. Mnie zresztą też. Usiadłem obok. Tak mma wyglądać nasz koniec? Nagle znów pojawiła się wizja. Jakaś grota. Duża grota. Potem pojawiła się Jego twarz. Poważna. CHciał coś powiedzieć ale nie pozwoliłem mu. Zrobiłem gwałtowny ruch głową do tyłu.
- NIE!!! - wiedziałem,że za mną znajduje się ściana jaskini toteż po uderzeniu natychmiast się przebudziłem. Bolała mnie głowa. Ściana była w energonie...No i świetnie...Brawo Courage jesteś genialny.
- Trzynastu Prime'ów! - Smoke ukląkł obok mnie i starał zatamować wyciek - Co ci się śniło?! - milczałem. Odepchnąłem go i starałem wstać.
- Co jest?! Loyal co jest?! Primusie odezwij się! - stałem jak jakieś zombie. Nie kontaktowałem. Głowa mi pękała. Po chwili upadłem i widziałem tylko ciemność...

Narracja trzecioosobowa
- Gdzie oni są?! - wkurzył się Starscream.
- Pewnie utknęli - oświadczył spokojnie ale zdenerwowany Terror - A tak chciałem go sam wykończyć.
- Po co ich wzywałaś?! Mamy ich wykończyć czy szukać kuźni siedząc im na metalowym ogonie?! - Star zaczął się miotać po jaskini odpychając mocno Vehicony włażące mu w drogę.
- Megatron powiedział,że obie opcje będą dobre - wyjaśniła botka.
- Tak ale jak widać nie wykonujemy ani jednej! Zabije nas!
- Hmm... - Terror zmarszczył brwi - Idę ich poszukać - wstał i poszedł do wejścia.
- A poco?! I tak są martwi! - wrzasnął Scream. Na to słowo botce zrobiło się nie dobrze.
- Uwierz mi,że są. Nie poddadzą się tak łatwo -  przybrał formę pojazdu.
- Ale i tak nic ci nie powiedzą! - fioletowy nic nie powiedział tylko ruszył tak mocno,ze aż śnieg obił po  ścianach i wyjechał.
- Ech... - westchnął Scream - Lepiej zażyjmy energon. Tylko dzięki temu tu przeżyjemy - botka kiwnęła głową i wraz z innymi zaczęła czekać na jedzenie. Star'owi nie za bardzo się to podobało. ,,I tak po misji będziesz martwa'' pomyślał.

Rozdział 4 Rozterki

Mijały kolejne cykle,a my poszukiwaliśmy energonu i ,,żerowaliśmy'' też na wykopaliskach Deceptów. Megatron jakby wiedział,że zawsze będziemy tak gdzie złoża więc rozbijał swoje wojsk i wysyłał je w małych grupkach do różnych mniejszych złóż. Przyznam było to sprytne zwłaszcza,że w naszej drużynie były tylko cztery boty i nie mogliśmy być wszędzie. Często myślałem jak sobie z tym poradzić. Bo zdobywanie energonu to jedno. Ale jak pokonać Cony? Jak ożywić Cybertron? Nasza misja okazała się trudniejsza niż myślałem ale nikomu tego nie mówiłem bo wzbudził bym tylko niepotrzebną panikę i napięcie. Tego dnia trenowałem w sali treningowej. Erica była na patrolu bo stwierdziłem,że cony mogą nas atakować dlatego trzeba było się mieć na baczności. Dzieciaki grały w gry,a komendant Monica rozmawiała o czymś z Irnohidem. Nie wiedziałem tylko gdzie jest Smoke. Już nie podlizywał się tak bardzo żeby nie powiedzieć w ogóle. Erica mi mówiła o rozmowie z nim. Nawet zastanawiałem się czy z nim nie pogadać ale zrezygnowałem z tego. Na razie były ważniejsze sprawy na głowie,a pogadać z nim będę mógł potem. A pro po Erici...Ostatnim czasy unikaliśmy się nawzajem,a wszystko przez sytuację która wydarzyła się kilka cykli temu...

Fembotka wtedy trenowała. Była piękna. Nie ważne czy to misja,trening,omawianie taktyki...Zawsze spokojna,opanowana i prześliczna. Miałem zamiar trenować ale gdy tylko ją zobaczyłem iskra stanęła mi w piersi. Zresztą. Miałem tak zawsze odkąd spotkaliśmy Hide'a i fembotkę na pustyni.
- Co mi się tak przyglądasz? - zapytała przerywając trening.
- Nic takiego... - uśmiechnąłem się - Mogę się przyłączyć?
- Pewnie - zaczęliśmy wspólnie trenować. Trzeba przyznać,że miała talent. Zgrabnie unikała moich ciosów i sama atakowała z niesamowitą siłą. W końcu usiedliśmy zmęczeni na podłodze. Pokonała mnie kolejny raz. Ale po części dla tego,że nie umiałeś się skupić i cały czas jej się przyglądałem.
- Hah i co panie liderze? Pokonałam cię...znowu.
- Nie przesadzaj. Dałem ci fory.
- Tak! Na pewno! - zaczęła się śmiać.
- Nie przesadzaj - popchnąłem ją dla żartów przez co się przewróciłam. Szybko stanęła na nogi i również mnie popchnęła...przewalając się na mnie. Spojrzałem w jej oczy...Piękne zielone oczy...I wtedy wpadł Ben.
- Słuchajcie Cony wykopują złoża energonu w Monako i...O to ja nie przeszkadzam - szybko wyszedł zakłopotany. A my natychmiast wstaliśmy i ruszyliśmy do głównego pomieszczenia. Od tego czasu nie odzywaliśmy się do siebie zawstydzeni. Gdyby Ben pojawił się później pocałowaliśmy się. Nie mogę na to pozwolić. Podoba mi się ale nie mogę...Nie teraz...

Znów przypominając sobie to wspomnienie uderzyłem pięścią w worek treningowy. I jeszcze raz,i jeszcze,jeszcze aż w końcu zostały z niego tylko płachty materiału i piasek na podłodze.
- Witaj Loyal czy coś się stało? - obróciłem się i zobaczyłem komendant Monicę.
- Nie wszystko gra - westchnąłem. Matka Rose spojrzała na coś co wcześniej było workiem do treningu.
- Właśnie widzę - podeszła do mnie - Słuchaj właśnie rozmawiałam z dziećmi i doszliśmy do wniosku,ze trzeba coś zrobić. Stoimy tylko w miejscu i łapiemy energon. A chcieliście wyzwolić chyba Cybertron? - skinąłem głową.
- Przy okazji wam pomóc - dodałem - Wiesz. Odpędzić Cony...
- Wiem...Tylko jak już mówiłam stoimy w miejscu. Staramy się coś wymyślić ale jak dalej tak pójdzie trzeba będzie zawiadomić...
- Nikogo nie będziecie zawiadamiać - przerwałem ostro - Coś wymyślę. Na razie wam nie zagrażają - odwróciłem się do niej plecami. Był to znak by wyszła,a ja wróciłem do treningu. Nie miałem pojęcia jak pomóc nam...sobie...

Tej nocy śniły mi się jakieś koszmary. A raczej wizja. Widziałem jak Megatron walczy z Nim. Jak go przebija,jak śmieje mu się w twarz. Obserwowałem jak niszczą ich bazę. Nie mogłem pomóc. To był sen ale wiedziałem,że to się kiedyś zdarzyło. Zobaczyłem jeszcze jak drużyna Prime'a po jego śmierci biegnie do zgliszcz. Wyciąga z nich kuźnię Solusy i gdzieś ją chowa. Niestety sen nie pokazał gdzie. Koszmar zakończył się śmiercią mojej matki...Obudziłem się zlany olejem. Szybko wyszedłem na zewnątrz by zaczerpnąć świeżego powietrza. Sprawa mnie przerastała. Nawet bardzo. Ale wiedziałem jedno. Cony chcą znaleźć kuźnię Solusy...Tylko czemu? Co chcą odbudować? Poza tym potrzebny jest Prime by to aktywować...
- ...Trzeba ją znaleźć...
Następnego dnia jeszcze przed szkołą naszych małych przyjaciół poinformowałem ich o kuźni Solusy. Nie powiedziałem jednak nic o śnie,ani o bazie. Stwierdziłem,że przed moim rozbiciem się na ziemi słyszałem jak o tym mówią i dopiero teraz mi się o tym przypomniało. Starałem się brzmieć w miarę wiarygodnie.
- Czyli mamy to znlaeźć? -spytała Erica. Zauważyłem,że nie patrzyła na mnie.
- Tak - starałem się uśmiechnąć ale nadal nie zwracała na mnie uwagi. Więc moja twarz wróciła do powagi i zwróciłem się do Hide'a.
- Ukryli ją pewnie tam gdzie nikt nie miałby dostępu. Gdzieś gdzie nie jest bezpiecznie. Jest na ziemi takie miejsce? Poszukaj - Hide zwrócił się do komputera ale wtedy odezwał się Kevin.
- Wiem gdzie jest takie. Antarktyda. Bardzo zimno. Może tam? - stwierdziłem,że to dobre miejsce by poszukać - Możemy iść z wami?
- Wykuczone - zaoponowała Monica - Tam jest za zimno!
- Ubierzemy z pięćdziesiąt swetrów - zażartował. Tamta jednak cały czas się nie zgadzała.
- Powiedzcie im coś! - zwróciła się do mnie bo do pomysłu Kev'a dołączyła się Rose,a nawet Ben. Niestety nie dało się im wyperswadować pomysłu z głowy i już wkrótce. Staliśmy przed portalem na Antarktydę. Ja,Erica,Smoke i Rose oraz Kevin ubrani chyba w  tysiące swetrów i tego typu. Komendant Monica odgrażała się nam.
- Jak im się coś stanie...
- Nie bój minicona* - uśmiechnął się Smoke i zamieniliśmy się w boty. Rose skoczyła na Erce,Kev wszedł do mnie i pojechaliśmy. Ben został z Hide'em by komputerach. Jakoś nie miałem pewności co do Antarktydy. Czułem,że to nie tam znajduje się kuźnia...
-----------------
Nie bój minicona - moja marna przeróbka powiedzonka; ,,nie bój żaby'' xd
I kolej ny rozdział. Mam nadzieję,że was nie zanudziłam. Moim zdaniem nieudana próba połączenia spokoju z akcją. No ale trudno. Trochę krótszy rozdział no ale to nic. Nie miałam pomysłu na dłuższy. Dziś pojawi się jeszcze jeden rozdział(a nawet dwa). Jeżeli wam to nie przeszkadza bo jak już mówiłam jadę na wakacje,brak neta(prawdopodobnie)no i wiecie...:) Liczę na dużo pozytywnych komentarzy. Pozdrawiam. :)

środa, 20 lipca 2016

Hejka

No cześć. Bo dwóch dniach istnienia bloga trzeba zrobić jakoś notkę przeglądową. A więc jak już wspomniałam blog istnieje tylko dwa dni ale jest już prolog i trzy rozdziały. Czemu tak wiele w tak mało dni? Bo mam fazę. No i w Sobotę wyjeżdżam na trzynaście dni i raczej nie biorę komputera. Dlatego też do soboty staram się nadrobić z rozdziałami. I proszę oraz dziękuję za komentarze. Bardzo motywują. :) Jest opcja na anonimy więc każdy może komentować. I zapraszam też do obserwacji mego bloga. Na koniec jeszcze info,że blog będzie mieć około 20 - 30 rozdziałów ale być może zrobiłabym drugą część jeżeli w ogóle skończę tą. To może nieprawdopodobne ale miałam około 50 blogów,a żadnego z nich nie skończyłam. :( Ech takie życie. Z tym będzie pewnie inaczej. No i dobra taka zagadka:
 Czemu Loyal ukrywa prawdziwy kolor lakieru? 
I co to może oznaczać? 

Zagadka wyjaśni się dopiero w środku opowiadania więc będziecie musieli czekać dlatego takie coś. Przemyślcie każdą opcje która wam przyjdzie do głowy. To pozdrawiam i do następnego rozdziału!

Rozdział 3 Złoża Energonu

- Nie tędy Smockescreen! - Ironhide popnął lekko Smoke'a w kierunku przeciwnym do tego gdzie szedł.
- Łaaatwo ci móóóówić! To waaaaży z tooonę! - powiedział biały bot z wysiłkiem. Całą swoją główną uwagę pokładał na balansowaniu starając utrzymać wszystkie elektryczne gadżety Ironhide'a którymi ,,dekorowaliśmy'' bazę. Byliśmy tu już tydzień i codziennie pracowaliśmy by jakoś to wyglądało. Oprócz kilku moich zabawek pomogło nam jeszcze więcej gratów Hide'a który był masywniejszy od Smockescreena więc jakoś zawsze to taszczył. Ale biały bot był o wiele mniej masywniejszy i gorzej sobie radził,a była to dopiero 1/5 gratów czarnego.
- Nie przesadzaj - westchnął Iron. I w tym momencie młody nie wytrzymał i upadł upuszczając wszystko na podłogę. Hide z westchnieniem zaczął mu pomagać. Mimo już dosyć długiego pobytu na ziemi Cony nie spieszyły się ze zdobywaniem Energonu i była cisza. A Terror i Scream pewnie o nas mówili. Byłem prawie pewny,że Megatron che uśpić tak naszą czujność. Nie uda mu się to. Poza tym wychodziło na tym,że jestem liderem grupy,a Smoke...upierał się,że skoro był drugi to ma być Zastępcą. Ja jednak poprosiłem o to Hide'a i zgodził się. Z Młodym miałem spokój ale nie na długo bo już kolejnego dnia wrócił mu lizusowy ale szczery uśmieszek.
- Ocho! Za niedługo dzieciaki kończą lekcje! Zbierajmy się! - Hide odłożył resztki jeszcze nie zamontowanych rzeczy na stół. Przybiegła Erica która montowała rzeczy do sali treningowej i wraz z nią ustawiłem się przed miejscem gdzie miał pojawić się most.
- Wiesz jak to się robi? - spytała Smoke'a. Hide coś tam mu przypomniał i dołączył obok. Ja jechałem po Kevina, Hide po Bena,a Erica po Rose. Komendant Monica(jak zwykliśmy mawiać) miała pojawić się później po pracy.
- Spoko - Smoke uniósł kciuk w górę. Jako jedyny nie miał z dzieciaków takiego a'la partnera więc to on uruchamiał most  i wysadzał w lesie przy szkole. Niestety jakoś nie opanował jeszcze tego urządzenia i wczoraj na przykład wywiózł nas do Dubaju przez co gdy dzieciaki wróciły do bazy - na piechotę rzecz jasna - Ben musiał to odkręcać z godzinę.
- Na pewno? - spytałem podejrzliwie.
- Jasne przyjacielu! - wyszczerzył się. Ja nawet nie miałem siły go poprawiać więc tylko go pospieszyłem,a on uruchomił most. Zmieniliśmy się w auta i z wahaniem wjechaliśmy do środka. Tym razem Młodemu się udało i wysadził nas w lesie przy szkole. Gdy odebraliśmy dzieciaki i wróciliśmy do bazy Rose z udawanym klaskaniem powiedziała: ,,Brawo Smoke. Do tysięcy razy sztuka!'' przez co wszyscy wybuchnęli śmiechem. Potem gdy nasi ludzcy przyjaciele odrobili lekcje wzięliśmy się za dalszą część porządków w bazie. Oprócz głównego pomieszczenia z komputerami tworzyliśmy salę treningową,sale medyczną(a przynajmniej jej imitację) i pomieszczenie gdzie dzieciaki i pani Komisarz zatrzymywali się na weekendy(rodzice Bena myśleli,że chłopak nocuje wtedy u Kevina). Były tam łóżka rzeczy ludzkie niejakie telewizory i tego typu. My właśnie odgarnialiśmy porozwalane rzeczy z miejsca przed bazą gdy nagle z pomieszczenie wybiegł zaaferowany Ben.
- Sygnał! Sygnał! - przystanął by odsapnąć.
- Co sygnał? - zapytał Hide.
- Z komputera! Odezwał się! - ledwo wypowiedział te słowa wszyscy już byliśmy w pomieszczeniu.
- Ma rację - potwierdził Iron - W Tokyo są Cony i odkopują wielkie złoża Energonu - natychmiast porozdawaliśmy sobie walkie - talkie i ustawiliśmy się do akcji. Czarny bot zostawał z dziećmi.
- No na reszcie coś się dzieje - skwitowała Rose wyprzedzając w tym Kevina - Macie może coś do przewożenia Energonu? - Erica skinęła za nas głową.
- Uwaga otwieram! - po chwili przed nami pojawił się portal. Ja,Smoke i fembotka przybraliśmy postacie pojazdów i wjechaliśmy do tunelu. Po chwili byliśmy już po drugiej stronie. Pierwsze co zauważyliśmy to wielką dziurę na pustkowiu oraz statek Conów w pobliżu.
- Chodźcie - machnąłem do towarzyszy ręką - I bądźcie cicho - ostrzegłem ich szeptem i poczołgałem się w dół. Na dole stał Terror wściekle komenderujący Conom. Roboty posłusznie wydobywały niebieskie kostki w ogromnych ilościach i ładowały je na taczki. Pochyliłem się by lepiej słyszeć fioletowego. Wysiłek jednak był niepotrzebny bo zaczął się normalnie wydzierać.
- Zabije go!!! Zabije!!! Czemu to on dostał misję we włoszech???!!! Co z tego,że mniej energonu???!!! Przynajmniej nie mija się tyle ludzi!!! Łatwiejsza misja???!!! Raczej trudniejsza!!! Co się tak gapisz???!!! Do roboty!!! - krzyknął widząc jak jakis con się mu przygląda. Ten natychmiast spuścił wzrok,skulił się i szybko wrócił do wykopywania Energonu.
- Ała moje uszy - powiedział trochę za głośno Smockescreen. Uderzyłem go lekko w tył głowy by był cicho - Za co?! - i wtedy setki Decepticonów spojrzało się w naszym kierunku. Myślałem,że go zabiję!
- Szpiedzy! - zawarczał wściekle Terr,a po chwili zobaczył mnie - O Loyal...Witaj na swoim cmentarzu! - zamienił się w terenówkę i zaczął jechać bo zboczu w moją stronę. Ja zrobiłem szybki unik. Nie miałem czasu na oryczenie Smockescreena. Dostanie mu się w bazie. Szybko zmieniłem się w samochód i starałem się jechać na tyle szybko by mnie nie dogonił. Niestety to było omal nie możliwe zważywszy na rodzaj podłoża i mojego samochodu. Szybko zleciałem i poturlałem się na sam dół. Zmieniłem się w robota i stanąłem na nogi wyciągając blaster i ostrze. Przede mną stanął Terror.
- No cóż...tutaj twój refleks mało się przydał - wyjął ostrze,a ja przyjąłem postawę do walki. Katem oka widziałem jak Vehicony  gonią za Smockescreenem i Ericą. Bot strzelał do nich z blastera,a fembotka dawała im kopniaki prosto w brzuch i rozcinała głowy swoimi dwoma ostrzami. Jakoś sobie radzili ale wiedziałem,że nie poradzą sobie cały czas. Trzeba było zawołać na pomoc Ironhide'a.
- Co? Widzę,że się nie poddaliście. Cóż...plan Lorda Megatrona zawiódł. Zresztą...był przewidywalny do bólu...Ech...nawet najwięksi się mylą...PRAWDA? - spytał mnie z naciskiem. Wiedziałem o co mu chodzi. Więc czemu za nim tęskniłem...On wiedział. Nawet gdyby nie widział tego lakieru...
- ZAMKNIJ SIĘ!!! - ryknąłem.
- Pierwsza misja i już niepowodzenie? - on umiał doprowadzić do rozpaczy słowami lepiej niż Starscream - O jak mi przykro...
- POWIEDZIAŁEM ZAMKNIJ SIĘ!!! - rzuciłem się na niego wystrzeliwując z blastera. Zrobił unik więc zamachnąłem się na niego ostrzem. Nie zdążył się uchronić i przeciąłem mu lekko ramię. Niestety za lekko by zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. Terr nie zareagował na mój cios i ruszył na mnie. Walczyliśmy tak kilka minut uderzając raz po raz ostrzem. Smoke i Erica zniknęli mi z oczu...

Oczami Smockescreena
Uciekaliśmy od dziury. Część Vehiconów zabiliśmy ale było ich za dużo i druga część jechała za nami. Loyal zniknął mi z oczu. To wszystko moja wina! Pierwsza misja,a ja wszystko popsułem! Brawo Smoke! Toś się popisał! Jechałem w postaci auta,a przede mną była Erica. Też była zła ale milczała. Nie było czasu by połączyć się z bazą. Ale musieliśmy znaleźć chwilę wytchnienia by wezwać Hide'a. Był silny. Pomógł by nam. I Loyalowi...Wtedy jeden z Vehiconów do nas strzelił. Ominęliśmy jego pocisk ale wtedy nadleciał kolejny,kolejny i kolejny. Mimo,że staraliśmy się omijać było to coraz trudniejsze bo im dalej jechaliśmy tym więcej było piasku. I trzeba było uważać by nie spotkać ludzi. Jadące pojazdy to nic złego ale pojazdy jadące bez kierowców z czarnymi dziwnym samochodami z tyłu strzelającymi byłoby dziwnie i nieźle byśmy się wpakowali.
- Ach! Smoke! Loyal cię zabije! - wysyczała Erica.
- Wiem...przepraszam...
- Ech...już nie przepraszaj. W twoim wieku też taka byłam - chyba fembotka się uśmiechnęła - Patrz tam - szepnęła nagle. Vehicony nie dały rady na piasku i zatrzymały się na chwilę. Wykorzystaliśmy więc szansę i skręciliśmy do jakiegoś starego zabudowania ukrytego śród kamieni które wypatrzyła Erica. W środku znowu zmieniliśmy się w boty.
- Uch...było blisko. Dobrze,ze to wypatrzyłaś - uśmiechnąłem się przepraszająco za wszystko.
- Spoko - również się uśmiechnęła. Mimo,że chyba już się nie gniewała to jednak spochmurniałem.
- Znajdą nas?
- Mam nadzieję,że nie.
- I żeby nie złapali Loyala - zaniepokoiłem się. Erica spojrzała na mnie uważnie.
- Przyjaźnicie się prawda? - pokręciłem przecząco głową.
- Nie ale uwierz,że bardzo bym chciał. Już na Cybertronie chciałem byśmy się przyjaźnili. Ale on zawsze mnie odpychał. Pewnie myślał,że chce się z nim przyjaźnić bo ma wysoką pozycję. Ale to nieprawda. Był po prostu tolerancyjny. A ja chciałem przyjaciela. I...z charakteru przypominał mi mego brata... - olejna łza spadła mi po policzku. Nie musiałem mówić co się z nim stało. Fembotka domyśliła się sama i przytuliła mnie pocieszająco.
- Nie martw się Smoke. Nic na siłę - poklepała mnie po plecach.
- Dzięki Erica.
- Proszę - wyciągnęła walkie - talkie - Zadzwonię po Hide'a,a ty stój na czatach. Skinąłem głową i wstałem. Otarłem łzy i postarałem się wziąć w garść. Ona ma rację. Nic na siłę...

Oczami Loyala

- Tym razem nie ujdziesz sucho Courage! - Terror znów uderzył w moje ostrze. Zablokowałem je. Decepticon miał lepszą kondycję ode mnie. Nie był jeszcze zmęczony. Albo dobrze to ukrywał lub był o wiele mniej zmęczony niż ja. Starałem się tego nie okazywać ale byłem wymordowany.
- Chciałbyś Terror! - odepchnąłem go. Nikogo z botów nie było. Mogłem wykonać ten charakterystyczny dla kogoś innego ruch...Odepchnąłem go jeszcze raz,podskoczyłem,zrobiłem obrót wokół swojej osi w powietrzu i uderzyłem bota z nogi w twarz. Ten nie spodziewał się takiego ataku i broń wypadła mu z ręki. Szybko więc wstałem i przebiłem go ostrzem. Ostrze wylądowało obok iskry ale za daleko by zrobić mu jakąś śmiertelną krzywdę. Mimo to Terror zawył z bólu. Szybko wyjął ostrze i kopnął mnie w nogę niespodziewanie. Wywaliłem się,a on wziął moje ostrze. Zamachnął się na moją głowę.
- Godny ruch... - ustawił się wysoko nade mną i machnął. Jednak ktoś go uderzył i nie dokończył ani zabicia mnie ani swojego zdania. I dobrze bo przede mną pojawił się Ironhide. Strzelił w cona rozwalając mu rękę. Tamten zawył z bólu.
- Przyda się pomoc? - spytał z uśmiechem podając mi rękę. Odwzajemniłem uśmiech i z jego pomocą stanąłem na nogi. Tuż obok nas wylądowali Erica i Smoke. Biały nie patrzył w moją stronę. Wstydził się.
- Wy... - Terror stanął chwiejnie na nogach. Obok pojawiły się Vehicony - I tak nie pokrzyżujecie nam planów! - robotów chodź mniej niż wcześniej nadal było dużo.
- Więcej niż nas goniło - zdziwiła się Erica - Ktoś musiał wezwać posiłki - zdenerwowała się. Cony zaczęły pakować energon do taczek. Pojawił się wielki portal. Decepticony uciekały z Energonem. Wszyscy wiedzieli,że nie wykopali wszystkie ale większość i tak była ich.
- Nic z tego! - Smocke strzelił w jednego Cona i natychmiast ruszył do wrogów. Nim ktoś zdążył zareagować był już przy portalu,większość taczek kopnął w naszą stronę. Terror strzelił do niego z blastera ale ten szybko kucnął unikając strzału. Decepty wzięły taczki które im zostały i zniknęły w portalu. Smoke odetchnął. Wiedziałem,że chciał tak odkupić swoje winy...i udało mu się...częściowo.

- I jak tam? Mieliście problemy prawda? - przy dzieciakach była już Monica. Nawet nie zauważyliśmy,że stało się tak późno. SKinałem głową.
- Długa historia - wskazałem na taczki noszone przez Hide'a i Erice - Ale się udało - gdy do pustego i dużego pomieszczenia daliśmy Energon(teraz był to prowizoryczny magazyn),a potem zaczęliśmy opowieść. Na wzmiance o krzyku Smoke'a tamten zwiesił głowę. Gdy skończyłem opowieść Smoke wstał. Był przybity.
- Nie chciałem.
- Wiem - uśmiechnąłem się - Ale tymi taczkami odkupiłeś winy.
- Z tego co słyszeliśmy to było świetne - odezwał się Ben wstając i pokazując kciuka w górę.
- Pewnie - dodała Rose.
- Tak! - podskoczył Kev wyrzucając zamkniętą pięść w górę. Smoke uśmiechnął się. O tak...Bycie liderem wcale nie jest łatwe. Takie misje,błędy swoje i członków drużyny... Ale jak On dał sobie radę to ja tym bardziej. Pokaże,że nie słusznie mnie ocenił po pochodzeniu...

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 2 Samotniczka i zakochany lider

Następnego dnia gdy się obudziliśmy od razu zacząłem montować sprzęt z Cybertronu i odpowiednio go zmontowałem. Na planecie oprócz refleksu słynąłem też z możliwości mechanicznych więc raz dwa uporałem się z tym zadaniem. Smockescreen po wczorajszym odkryciu milczał jak zaklęty. I mimo,że nie poruszał tego tematu to wiedziałem,że zastanawia się co to oznacza. W gruncie rzeczy ja wpadłbym na kilkanaście pomysłów,a on nie jest taki głupi. Założę się,że przemyśli każdą opcję chodź bardziej te najprawdopodobniejsze. Poza tym tego ranka już nic się takiego nie działo. Przed szkołą wpadł do nas Kevin ze swoimi przyjaciółmi - Benem i Rose. Do szkoły mięli jeszcze piętnaście minut więc nasz nowy przyjaciel postanowił ich już przyprowadzić. Oniemieli gdy nas zobaczyli. Taka prawda. Ale po kilku minutach przekonali się do nas,zachwyceni i podekscytowani. Oczywiście Kevin na początku im opowiedział całą naszą historię tylko zapomniał ich ostrzec by nikomu innemu nie mówili. Ben był brązowowłosym chłopakiem w okularach o niskim wzroście. Odznaczała go wysoka inteligencja. Natomiast Rose była wysoką(nawet troszkę wyższą od Kevina)dziewczyną z ciemnymi prawie granatowymi włosami w kitki. Farbowanie(czyli zmiana koloru włosów jak wytłumaczył mi Kevin) jest niedozwolone w szkole ale Rose się nie przejmowała aż w końcu nauczyciele nie mięli do niej siły. Była zadziorna i wesoła. Wraz z Kevinem chodziła do szkoły i miała tyle samo lat. Ben również chodził do tej samej klasy mimo wieku 10 lat ponieważ był zbyt mądry i go przenieśli. W każdym bądź razie bardzo się zaprzyjaźniliśmy,a wieczorem miała przyjść matka Rose. Szczerze wczoraj gdy Kevin mi powiedział,że przyjdzie z przyjaciółmi to nie byłem zadowolony ale dorosły mógł bardziej skomplikować naszą misję. Lecz w nocy przespałem się z tym i stwierdziłem,że to dobry pomysł by mieć przy sobie dorosłego człowieka który zna naszą tajemnicę.
- Odwieziecie nas? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kevina. Przytaknąłem głową. Tym razem to ja zostałem w bazie,a Smoke odjechał z dziećmi. Potem wrócił i nic się nie działo. Dopiero gdy słońce już świeciło wykryłem na ledwo stworzonym komputerze jakiś sygnał.
- Czyżby Cony? - spytał Smoke.
- Nie. Autoboty - oderwałem się od ekranu.
- Czyli jednak - ucieszył się. Skinąłem głową.
-  Gdy dzieciaki wrócą zajmiemy się tym - faktycznie gdy wrócili ze szkoły(jeszcze bez matki Rose)Kevin przywiózł obiecane lakiery o której wcześniej prosiłem i mnie opryskał. Potem przedstawiliśmy im z młodym nowinę.
- Gdy was nie było odkryliśmy dwa sygnały Botów na prowizorycznie zrobionym przeze mnie ekranie - wskazałem na komputer podeszli tam.
- Nieźle - skwitował Ben moją robotę.
- To dobrze,że są inny Boty. Może z tej byłej ekipy Prime'a? - zapytał Kevin. Pokręciłem głową.
- Raczej nie ale dobrze by było - znowu spojrzałem na ekran. Zostańcie w bazie - podałem im walkie talkie które od razu wziął Ben. Uśmiechnąłem się.
- W razie czego będziemy w kontakcie - zamieniłem się w samochód. Niestety nie miałem mostu ani ziemnego,ani kosmicznego więc musieliśmy obejść się bez. Smoke również zmienił formę i wyjechaliśmy z bazy. Droga nie była ani długa ani krótka. W sam raz. Gdy w końcu się zatrzymaliśmy okazało się,że jesteśmy na wyjeździe z miasta. Teren był pusty nie licząc drogi przez którą i tak nie jechały samochody. Zboczyliśmy i przemieniliśmy w roboty.
- No to gdzie oni są? - spytał Smoke - Zwiali?
- Nie wiem. Trzeba sprawdzić.
- Juz się robi - Smoke z promienistym uśmiechem znowu zaczął mi się podlizywać zapominając awantury z lakierem i sięgnął po walkie talkie - Dzieciaki widzicie sygnał?
- Tak widzimy was - odpowiedziała Rose.
- Im chodzi o tamte boty - poprawił ją Ben - Owszem widzimy. Są przed wami musicie jeszcze trochę pojechać w ich kierunku.
- Zrozumiałem dzięki - odłożył urządzenie i zmienił się w pojazd. Ja również to uczyniłem i pojechaliśmy znowu we wskazanym kierunku. Dopiero po kilku maxicyklach zobaczyłem jakieś dwie sylwetki przed nami. Po posturze poznałem bota i fembotkę. Oni chyba też nas zauważyli bo wycelowali w nas blastery i zaczęli strzelać.
- Zmieniaj się! - nakazałem Smoke'owi. Przyjeliśmy robocie formy i podnieśliśmy ręce w geście obrony.
- Spokojnie nic wam nie zrobimy! - krzyczał Smoke. Podeszli do nas i wtedy od razu spuściłem ręce. Poznałem bota. Był czarny i masywny. Nadal miał ten sam delikatny uśmiech na twarzy.
- Ironhide! - uśmiechnąłem się - Poznajesz mnie? To ja Loyal Courage!
- Courage?! No cześć brachu! - przytuliliśmy się po przyjacielsku. Potem spojrzałem na fembotkę. Była niebiesko - żółta miała zielone oczy i była...strasznie śliczna. Moja iskra omal mi nie wyskoczyła z piersi.
- A ty jesteś Smoscksreen? - nagle ocknąłem się słysząc głos Irona. Smoke przytaknął.
- A ty jesteś? - spytałem. Ta tylko zamilkła i odwróciła się na pięcie. Poczułem się dziwnie...smutno.
- To jest Erica. Jest samotniczką i rzadko się odzywa - wyjaśnił Hide - Dobra skoro już się przedstawiliśmy to powiedz. Jak się tu znaleźliście? - powtórzyliśmy swoje historie,a gdy tamci usłyszeli o...wiecie. Jego śmierci zamarli.
- Czyli wszystko skończone... - nagle odezwała się Erica - Przegraliśmy.
- No właśnie nie - odezwał się Smoke - Loyal postanowił się nie poddawać. Oczywiście ja też. Ja i on - wskazał na nas placem. Walnąłem się ręką w czoło. Powoli zaczynał mnie irytować.
- Skończ - warknąłem,a potem wyjaśniłem im wszystko. Byli zadowoleni. Obaj.
- Rozumiem,że tworzysz drużynę? - uśmiechnął czarny.
- Tak - skinąłem głową.
- Jesteś bardzo odważny - odezwała się znowu .
- Tak sądzisz?
- Tak - uśmiechnęła się Erica. Po raz pierwszy odkąd ich spotkaliśmy uśmiechnęła się. Wpatrywaliśmy się w siebie kilka minut aż przerwał nam chrząknięcie Hide'a.
- Koniec gołąbeczki - klasnął w ręce,a my się zarumieniliśmy. To znaczy ja bo tamta zrobiła groźną minę i mnie mięła. Smockescreen zachichotał ale posłałem mu groźną minę i się zamknął. Ruszyliśmy przez pustkowie. Hide zaczął opowiadać jak wrócił na Cybertron z nadzieją,że coś się zmieniło i spotkał Erice z tym samym celem. Niestety planeta była bez zmian więc opuścili ją i udali się na ziemie bo dowiedzieli się o grupie Prime'a i chcieli do niej dołączyć. Niestety plany legły (częściowo)gruzach.
- Na szczęście spotkaliśmy was - uśmiechnął się Hide. Kiwnąłem głową.
- Trzeba wracać do domu.
- Macie most ziemny? Kosmiczny?
- Żadnego - wtrącił się Smoke. Wtedy Hide wyciągnął dwa przedmioty. Obra rodzaje mostów. Szybko wbił coś i po chwili pojawił się most. No cóż. On był lepszym wynalazcą niż ja. No i jeszcze medykiem. Wtedy o sobie dała znać rana jednak nic nikomu nie powiedziałem i tak jak inni(Iron przyjął postać furgonetki,a Erica zgrabnego motorku)przejechaliśmy przez most. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. W bazie była mama Rose pani Monica Eluse. I gdy tylko nas zobaczyła omal nie zemdlała. Dopiero po przetłumaczeniach,że jesteśmy dobrzy i ma nikomu nic nie mówić zgodziła się nas pilnować i dochować tajemnicy.
- No to tu zostajemy - zadecydował Hide. Erica kiwnęła głową - Ale już mówię,że nie chcę na żadne misję. Wolę być medykiem - uśmiechnął się. I wtedy Smoke'owi się coś przypomniało.
- Starscream wczoraj zranił Loyala. Trzeba go opatrzyć!
- Wczoraj? Och...mogło się wdać zakażenie - i mimo moich protestów opatrzył mi ranę. Posłałem Smockescreenowi mordercze spojrzenie. Ten skulił się smutny. Ale w głębi iskry wiedziałem,że postąpił słusznie i dziękowałem mu bo ból był nie do zniesienia.
- To cóż...do widzenia jutro przyjdziemy - pani Monica wyszła.
- Odwieźć was? - spytał Smoke.
- Nie. Mama ma auto. To cześć! - dzieciaki się z nami pożegnali i wyszli. Tymczasem nowe boty zaczęły się urządzać w kryjówce. A mnie co teraz interesowało to jedynie Erica.

Rozdział 1 Smarkacz i gaduła

Stałem na parkingu i obserwowałem jakiś sklep i ludzi w nim przebywających. Zapadał zmrok. Osoby wyszły z budynku zamknęły go,wsiadły do auta i odjechały. Ja postanowiłem przeczekać tu noc. Czujnik który podczas wojny zaaplikował jeden z medyków uaktywnił się i dobrze wiedziałem,że na razie żaden Decept nie czai się w pobliżu. Zastanawiałem się jak długo byłem nieaktywny? Znaczy...pół nieaktywny. Inaczej bym nie słyszał,że On nie żyje. Przechodził obok,walczył z Megatronem,a nawet mnie nie zauważył...Nigdy mnie nie zauważał...Nagle coś huknęło w mój prawy bok. Natychmiast użyłem lusterka by zobaczyć kto to. Okazało się,że to człowiek. Młody chłopak,o długim czarnym czymś co nazywało się włosy. Ubrany był w bluzę,dżinsy i trampki(a przynajmniej tak nazywały się takie ubrania innych ludzi po skanowaniu). Wziął coś okrągłego(piłka) i obejrzał mój bok.
- Uf! Gdyby ktoś to widział miałbym przerąbane! Takie lamborghini musi kosztować fortunę! - rozejrzał się czy nikt tego nie widział,a potem obszedł mnie dookoła - Dziwne... - natychmiast znieruchomiałem. Zauważył coś. Ukucnął i zaczął grzebać przy tablicy rejestracyjnej. Wyjął z kieszeni latarkę i poświecił.
- Ej! Ale to nie jest rejestracja tylko głowa jakiegoś robota!  - wstał i postukał w tylną szybę. Potem stanął przed przednią maską. Zaczęło się robić całkiem ciemno i zapalały się uliczne latarnie. W ich świetle zauważyłem,że ów osobnik który zaczął coś podejrzewać ma ciemne oczy,założone ręce i przygląda mi się z uwagą.
- Może będą tu kręcić jakiś film? - zapytał sam siebie,a potem pokręcił pewnie głową - Tak na pewno. A...przynajmniej mam nadzieję bo może to skradzione auto - wziął z ziemi piłkę,przyglądał mi się przez chwilę,a potem wszedł do lasu. Odetchnąłem z ulgą. Nie rozpoznał mnie. Niestety spokój nie trwał długo bo z lasu usłyszałem jakiś huk,a mój czujnik zaczął wariować przy okazji wykrywając jakiegoś Autobota. Nie czekałem tylko wjechałem do lasu i tuż bo wjechaniu transformowałem się ryzykując wykryciem. Ale i tak mnie to nie interesowało. Liczył się ten chłopak który był zagrożony. Zaczął biec aż w  końcu trafiłem na polanę. Tam leżał ten chłopak,przerażony cofał się na ramionach i gapił się w...Dwa dobrze mi znane Decepticony. Pierwszy był szary i szczupły. Miał okrucieństwo wymalowane na twarzy i znak Cona.. Drugi miał barwę podchodzącą pod fiolet i złoty. O wiele masywniejszy również,ze znakiem Decepta. Starscream i Terror. Zacisnąłem zęby. Z tym tchórzem który jest niby ,,lojalny'' Megatronowi łatwo sobie poradzę. Gorzej z jego kumplem...Cóż nie zauważyli mnie. Mogłem uciec. Ale co wtedy by się stało z tym chłopakiem?
- Zostawcie go. Nic wam nie zrobił - spojrzeli na mnie wraz z dzieciakiem. Cony uśmiechały się wrednie.
- O...Loyal Courage...Jak...NIE miło cię widzieć. Dziwne,że żyjesz - wysyczał Starscream z morderczym uśmiechem.
- Tak samo mogę śmiało powiedzieć o tobie Starscream. Bo dziwne,że taki tchórz jak ty jeszcze żyje - stałem w pozycji bojowej.
- Cóż...na pewno mam więcej szczęścia niż twoja głupia matka - zaśmiał się wrednie - Błagała mnie o litość! - zawsze gdy go widziałem wypominał śmierć mojej mamy. Nienawidziłem go za to.
- Zamknij się - wysyczałem.
- Bo co? - wtedy po raz pierwszy odezwał się Terror - Co nam zrobisz? Nas jest dwóch a ty jeden - wyciągnął ostrze i zamachnął się na mnie. Jednak w porę odskoczyłem i również zamachnąłem się swoim ostrzem. Jednak zdązył mnie zablokować. Gdy tak się mocowaliśmy dzieciak stanął na chwiejne nogi.
- Uciekaj! - krzyknąłem. Ten jednak stał nadal aż w końcu wypatrzył coś za mną.
- Za tobą! - odwróciłem się. Starscrem zamachnął się na mnie swoimi pazurami. Wykorzystując mój przydatny często refleks uderzył go i wpadł na Terrora. Obydwaj się przewrócili.
- Wstawaj Starscream! Przygniatasz mnie tym cielskiem! - jęknął fioletowy.
- Ja? To ty ważysz jak ten ziemski słoń! - odgryzł się Generał Conów. Nie wiedziałem kim lub czym jest owy Słoń ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Ruszyłem na nich i nim zdążyli reagować wybiłem Terrorowi z ręki ostrze i przytknąłem mu swoją broń do gardła. Natomiast w Screama celowałem z blasteru.
- Poddajcie się - zmrużyłem oczy - Przegraliście.
- O tak - Star podjął próbę perswazji - Jesteś świetnie wyszkolony ale... - skulił się - ...Nie masz z nami szans - poczułem,że wbił pazury w mój brzuch. Na szczęście daleko od iskry ale to i tak nie sprawiło,że ból był mniejszy.
- A! - skuliłem się. Szary się zaśmiał zaś Terror podniósł się i wziął z ziemi swoją bron. Moją kopnął daleko za siebie.
- Co teraz? - przytknął mi narzędzie do gardła. Świetnie! Ledwo się wybudziłem,a już kłopoty. Ech...ojciec mi mówił,że mam talent pakowania się w tarapaty. A matka,że mam to po nim. Wtedy rzedła mu mina. Ech...tak bardzo mi ich brakuje.
- Ostatnie słowo? - z rozmyślania wyrwał mnie pełen złości głos Terrora. Już miałem się odezwać,że nie mam ostatniego słowa i by to lepiej on się na takiego słowo przygotował ale wtedy z krzaków wyskoczył inny bot. Miał biały lakier i był ewidentnie młody. Nie przyjrzałem się mu jednak zbyt dobrze bo szybko zmienił swoje położenie. I nim zdążyłem zareagować w ręce miałem dwie bronie - moją i fioletowo - złotego - no i byłem uwolniony przed śmiercią. Za to Scream i Terr leżeli znowu na ziemi. Nad nimi stał owy bot - wybawca. Nie wierzyłem własnym oczom. Czerwony znak Autobota z pasami po bokach błyszczał się. Był to Wrecker. Smockscreen. Na Cybertronie działał mi na nerwy i zawsze starał się ze mną zaprzyjaźnić. Pewnie dlatego,że miałem - no nie oszukujmy się - dosyć wysoką pozycję na Cybertronie. Ech...mimo,że uważałem go za smarkacza to jednak miał talent i cieszyłem się,że go widzę. Jakiś Autobot oprócz mnie na ziemi to dobrze. Chociaż mój skaner wykrył ich więcej. W każdym bądź razie wstałem. Powoli i z bólem ale wstałem. Rana mi dokuczała,a nawet ostro ale starałem się nie zwracać na to uwagi.
- Cześć Loyal! Dobrze cię widzieć! - krzyknął przejęty i podbiegł do mnie. Wtedy zobaczył ranę - Wszystko gra? Och jako przyjaciel powinienem być na miejscu wcześniej. Mogłem się domyślić - posmutniał. Na pewno był to szczery smutek ale to i tak nie usprawiedliwiało tego,że się podlizywał.
- Nic mi nie jest - warknąłem łapiąc się ręką za bok - No a teraz skopmy im porządny łomot - Zbliżyłem się do naszych wrogów ale ci szybko wstali.
- Sorki ale nie mamy czasu - odparł Terron,zmienił się w terenówkę i odjechał . Za to Scream zmienił się w myśliwiec(pewnie ziemski)i zanim zdążyliśmy zareagować odleciał. Zostaliśmy na miejscu.
- Dzięki za ratunek - powiedziałem niechętnie.
- Nie ma za co - od razu się wyszczerzył.
- Kim wy jesteście? - dopiero wtedy przypomniałem sobie o dzieciaku. Najwyraźniej otrząsnął się z pierwszego szoku i podszedł do nas - To wasi wrogowie? - skinąłem głową.
- Tak. Decepticony. Starscream i Terror. A my jesteśmy Autoboty. Mam na imię Loyal Courage i jestem tym autem coś mnie tak padał - uśmiechnąłem się - A to Smockescreen.
- Jestem Kevin Castle i mam 13 lat - przedstawił się wciąż niepewny - O co im chodziło?
- Słuchaj nie możemy rozmawiać tutaj. Ktoś mógł usłyszeć odgłosy walki,a nie chcemy obcych gości. Znasz jakieś miejsce gdzie możemy się schować?
- Tak. Opuszczona cementownia. Opuścili ją tydzień temu i już tam nie wrócą. Jest w bardzo dobrym stanie.
- Prowadź - zmieniłem się w auto ignorując ból i otworzyłem drzwi. Ucieszony wszedł do środka. Smockescreen również zmienił się w auto i wyjechaliśmy w kierunku jaki pokazał nam Kevin. Podczas drogi cały czas gadał o swoich zainteresowaniach (deskorolka,piłka i judo wytłumaczył nam co to jest) i tego typu sprawach. Był sympatyczny i buzia mu się nie zamykała. Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce okazało się,że cementownia to udana kryjówka. Na dodatek w środku (innej) części lasu z daleka od drogi. Od razu się tam zagościliśmy. Miałem też kilka technologicznych nowinek z Cybertronu i od jutra postanowiłem zrobić tu mały remament. Jednak teraz na zmianę ze Smoke'iem opowiedzieliśmy Kevionowi kim jesteśmy,co tu robimy i w ogóle o co nam chodzi. Po wysłuchani opowieści chłopak kiwnął głową.
- Okej.Czyli...musicie znaleźć energon,pokonać tego całego...Megatrona i odbudować...Cybertron - przytaknąłem - Okej. Odjazdowo! To znaczy...akcje ale wam współczuję - zmieszał się ale ja dałem mu znać,że jest w porządku więc mówił dalej -  Możecie tu zamieszkać. Jutro po szkole - takie miejsce do nauki - wytłumaczył widząc,że Smoke chce coś powiedzieć - mogę tu przyjść? Przyprowadzę dwójkę zaufanych przyjaciół - obiecał - No i mamę tej jednej przyjaciółki. Jest policjantką.
- Nie możesz nikomu powiedzieć. A zwłaszcza dorosłym. Jesteśmy tu inco gnito - zaoponowałem.
- Nikomu nie powiedzą - zaoponował - Przysięgam. Są zaufani - zamyśliłem się.
- Cóż...Skoro im ufasz przyprowadź ich. Ale nikogo więcej. A teraz...Skoro jest ciemno odwiozę cię do domu. Może jakoś się wytłumaczysz z mojej obecności. Pewnie się o ciebie martwią.
- Spoko. Rodzice są za granicą. Mieszkam sam,a raz na tydzień przychodzi ciotka - odparł. Na wzmiankę o rodzicach zrobił się smutny. Wiem jak się czuje. Rozumiem go. Sam mam...miałem rodziców wiecznie zajętych.
- I tak cię odwiozę. Cony mogą czaić się w pobliżu - zmieniłem się w auto - Zostań tu Smoke - ten tylko kiwnął gorliwie głową zaś Kevin do mnie wsiadł i odjechałem. Podczas jazdy ulicą obyło się bez niespodzianek. Mimo to miałem się na baczności. Gdy odwiozłem go pod dom zobaczyłem,że musi mieszkać w przepychu. Ale co,że jest bogaty skoro nie ma rodziny? Kolejny raz mam de ja vu. Kevin wysiadł.
- Dzięki za podwózkę. Cześć! - wyjął coś co nazywa się kluczami,otworzył drzwi i wszedł do mieszkania,a ja odjechałem. Kiedy przybyłem na miejsce Smoke oglądał pomieszczenie. Gdy tylko usłyszał,że wróciłem obrócił się promiennie w moją stronę.
- Wiesz jak tu dużo miejsca? - zapytał - A jak uratujemy Cybertron to wszyscy będą nas podziwiać przyjacielu!
- Ola,ola! - transformowałem się i uniosłem ręce w obronnym geście - Zwolnij! Żaden przyjacielu to po pierwsze,a po drugie: uratowanie naszej planety to długa droga. Ale zgodzę się z wielkością tego miejsca. Kevin miał rację. Jutro mam tu zamiar zamontować kilka bajerków - wskazałem na części leżące na podłodze.
- Widziałem. A...tak z innej beczki to jak tu trafiłeś? - Smoke zmienił temat.
- Uciekałem,rozbiłem się tutaj,zapadłem w stan hibernacji nie wiem ile leżałem ale obudziłem się,miałem jakiś problem oczami,spotkałem Kevina i resztę już znasz - opowiedziałem w dużym skrócie. Nie miałem zamiaru z nim rozmawiać ale mimo wszystko podjąłem temat - A ty?
- Też się tu rozbiłem,spotkałem Prime'a i jego drużynę bo wiesz mięli drużynę i...
- Wiem,że mieli drużynę. Podsłuchałem ich rozmowę na statku,na Cybertronie. No i walczyli obok mnie...On i Megatron...Słyszałem ich...Pewnie po śmierci Jego uciekłeś?
- Tak - Smoke gwizdnął przez zęby - Chciałem pomóc. No i niezły zbieg okoliczności z tą walką nie? Cóż...Decepty przeniosły się w te okolice. Czują się bezkarni więc na razie nie wybierają na łeb na szyję energonu.
- Przeczuwałem to - kiwnąłem głową. Naglę jęknąłem. Rana po pazurach Screama po długim czasie dała o sobie znowu znać. Smoke od razu znalazł się obok.
- Wszystko gra?!
- Tak - skinąłem głową - Jutro poszukamy jakichś innych botów. Mój skaner je wykrywa. Gdy tylko Kevbin wróci ze swymi kumplami poszukamy ich. Wtedy może ktoś mnie opatrzy. A teraz się zamknij - zauważyłem,że Smok chce coś powiedzieć. Nagle jego wzrok padł na mój bok.
- To ten biało czarny lakier nie jest prawdziwy? - zapytał. O nie...musiałem o coś zahaczyć. Pewnie podczas walki z conami. Dobrze,że tego nie zauważyli(a na pewno tego nie zauważyli bo inaczej były by docinki z ich strony). A czego tak się bałem? Co tak skrywałem pod biało - czarnym lakierem?
- To nic...jutro spytam się Kevina czy niema lakierów tego koloru. A teraz chodź spać - uciąłem dyskusję widząc,że tamten chce coś powiedzieć - A jak spotkamy jakiegoś bota nic nikomu nie mów co zobaczyłeś - ten tylko skinął w milczeniu głową. Może się nie domyślił...chociaż szok malowany na twarzy. Położyliśmy się. Było już późno. Co takie zauważył Smockescreen? Mianowicie od mojego ramienia aż w połowę głowy ciągnął się błyszczący czerwony i niebieski na głowie lakier...