Obudziłem się. Wszystko mnie bolało,a głowa najbardziej. Nade mną stał Smoke. Zamartwiał się. Widać to było po jego rysach twarzy. Gdy zobaczył,że się obudziłem odetchnął z ulgą.
- Uff...w końcu. A już się bałem...Tylko Loyal weź mi powiedz co się stało - popatrzył na mnie wyczekująco ale ja milczałem i nie zważając na jego protesty ostrożnie podniosłem się na nogi. Kręciło mi się w głowie więc musiałem szybko przysiąść. Smockescreen usiadł obok mnie.
- Słuchaj udało mi się połączyć z bazą ale ledwo otworzyłem usta by coś powiedzieć i zasięg się stracił - westchnął. Zacisnąłem zęby starając się nie reagować na ból. Niestety nie było to takie łatwe. Szybko wstałem na nogi. Nagle usłyszałem jakieś uderzenia. Wraz ze Smoke'iem obejrzeliśmy się w tym kierunku. Lód stopniowo pękał aż w końcu przejście uwolniło się ukazując...Terrora mierzącego w nas z blasteru.
- Jeżeli chcecie jeszcze zobaczyć swoją przyjaciółkę radzę wam iść ze mną - Smoke natychmiast wycelował w Cona z blasteru ale powstrzymałem go ruchem ręki. Był zdziwiony jednak schował broń.
- Dobrze pójdziemy...z tobą - z trudem uniosłem ręce na ile pozwalał mi ból głowy. Uśmiechnął się wrednie.
- I dobrze - poprowadził nas na zewnątrz i zmienił się w pojazd. My również to uczyniliśmy i pojechaliśmy. Komenderował gdzie mamy jechać,a sam był za nami. Gotów nas zabić i zgasić naszą iskrę...Pogoda poprawiła się ale stopniowo. Czyli mieli ją...Primusie niech jej nic nie będzie. Wszystko mi się rozmazywało. Nie miałem siły. Ale ona...nie zdążyłem jej jeszcze przeprosić za tą sytuację w sali treningowej. W końcu zatrzymaliśmy się na miejscu. Transformowaliśmy się. Zatoczyłem koło ale Smoke pomógł mi ustać się na nogach.
- Och czyżbyś był ranny? - Terr znowu celował nas z blasteru.
- Tak... - wysyczałem. ,,Na własne życzenie''dodałem w myślach. Czemu się tak załatwiłem? Mogłem już pozwolić by Opti...Optimus się odezwał.
- Och jak mi przykro - myślałem,że gdyby nie to,że byłem ranny(na własne życzenie) i mieli Ericę to bym mu bez wahania przywalił.
- Zamknij się - Smoke przejął inicjatywę. Tamten tylko się zaśmiał i popchnął nas do jaskini. Na zewnątrz już było kilka Vehiconów. Jak nas znalazł to nie wiem ale musiał nas długo szukać bo boty były już zamarznięte ale jednak miały siłę celować nas z blasterów. Con zniknął na chwilę,a potem pojawił się...z nikim innym jak ze Starscream'em. Bot trzymał Ericę. Patrzyła na mnie...jakby przepraszająco? To ja powinienem ją przeprosić.
- Dajcie ją - ponagliłem.
- I tak się wam nie przyda - Scream nagle się odezwał. Ercia posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Za bardzo nie zrozumiałem o co chodzi ale nie przejąłem się tym zbytnio.
- Koniec głupot. Oddajcie ją - wiedziałem,że to pułapka dlatego zacząłem wzrokiem szukać jakiegoś pola do ucieczki. Niestety wszędzie były Vehicony. A Scream przytykał Erice swoje pazury do gardła.
- Och a ty ciągle nie wiesz - zobaczyłem,że fembotka kopnęła go w kostkę ale Decept tylko mocniej ją przytrzymał.
- Co mam wiedzieć?
- Że ona pracuje dla Lorda Megatrona - jego wredny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Smoke zareagował błyskawicznie.
- Czyli?
- Czyli to co słyszałeś smarkaczu - młody bot nie wytrzymał. Uruchomił blastery i zaczął strzelać w cony. Erica krzyczała,że to nie prawda. Ja jej wierzyłem. To nie mogła być prawda. Natychmiast uruchomiłem blaster i z prędkością światła walnąłem w cona. Ten osunął się na ziemię i chodź się nie ruszał to wiedziałem,że wciąż żyje. Podbiegłem do Erici i nie zważając na okropny ból głowy pomogłem jej wstać.
- Co on mówił?
- Chyba mu nie wierzysz - spojrzałem w jej oczy. Był w nich nie pokój. Zdrowy rozsądek mówił; ,,Decepticon'',a iskra ,,Autobot''.
- Nie wierzę - zwyciężyła iskra. Położyłem jej rękę na policzku - Wierzę tobie. I przepraszam tamto na sali...
- Nie przepraszaj...
- Ej gołąbeczki! - nagle usłyszeliśmy głos Smoke'a. Strzelał w cony biegnąc do nas. Po drodze kopnął z nogi podnoszącego się Sreama - Pragnę wam przypomnieć,że walczymy! - spojrzał na Ericę - Spoko wierzę ci. Przecież byś nas nie zdradziła - uśmiechnął się do fembotki aż nagle jakby sobie coś przypomniał - A gdzie Terror? - faktycznie cona nie było. Jednak nie było co się zastanawiać. Zaczęliśmy strzelać do conów i staraliśmy nie przejmować się podejżaną nieobecnością fioletowego. Nie był on tchórzem jak Scream i nie uciekał z pola bitwy. Ale uwielbiał wzywać silne posiłki...Walczyliśmy i strzelaliśmy w cony. Powoli robiło się ich coraz mniej. Ja i Erica używaliśmy tez ostrzy i niekiedy przedziurawialiśmy jakieś Decepticony. Nagle...wszystkie Cony stanęły i spojrzały w górę. Zakrył nas cień. My również zadarliśmy głowy i...zbladłem. Nad nami unosił się wielki statek conów. Jednak z niego nie wypadły nowe Vehicony ale Terror. Uśmiechał się tryumfalnie. Z wnetrza statku tuż za nim wyleciał...Cybertroniański odrzutowiec,a po chwili transformował się w wielkiego robota o połowę większego ode mnie...Megatron.
- Lordzie Megatronie! - jęknął przerażony Starscream chwiejnie i niezdarnie wskakując na nogi i kłaniając się. Wszystkie Vehicony zrobiły to samo,a my cofnęliśmy się.
- No...mój plan jakoś nie wypalił. Ale i tak nie uda się wam odnaleźć kuźni Solusy - zbliżył się do nas,a my znowu cofnęliśmy się. Zauważyłem,że Erica jest najbardziej przestraszona. Złapałem ją za rękę by dodać jej otuchy. Ta tylko spojrzała na mnie błagalnie i przepraszająco.
- Wybacz...to nie wina Rose - na początku nie wiedziałem o co chodzi? Już nie zważałem na ból głowy który pulsował mi jakby mechanicznie.
- No cóż przynajmniej was zabijemy. Nawet udana robota...Erico... - ja i Somke podskoczyliśmy.
- Więc to prawda?! - spytał biały bot. Wściekły - Oszukałaś nas!
- Ja...ja...nie chciałam - cofnęła się do conów - Przepraszam...zwłaszcza ciebie Loyal... - moja iskra rozsypała się na maluteńkie kawałeczki. To cód,że jeszcze żyję. Nagle moja głowa zaczęła tak piekielnie nawalać,że aż się skuliłem i ukleknąłem na ziemie.
- Loyal! - Smoke usiadł obok i złapał mnie za ramię - Wszystko gra? - nie potwierdziłem i nie zaprzeczyłem. Na nic nie miałem siły. Megatron zaśmiał się przeraźliwie.
- Hah miło,że przede mną klęczysz, A co do ciebie Erico to...przyznam Star miał cię zabić ale jednak cię oszczędzę. Dobra robota. Prędzej czy później ten trzeci bot ruszy im na ratunek i jego też zabijemy. Tamtych ludzi też. Będzie spokój,a my będziemy mogli odszukać kuźnię - nie zwracałem nawet uwagi na krzyki Screama. Ewidentnie nie spodobała mu się opcja nie zabijania Erici. Megatron uciszył go tylko. Komandor conów gotował się ale już nic nie powiedział. Lord decepticonów podszedł do nas i wyciągnął swoje ostrze. Też wiedział...Tak jak Terror...
- Cóż drogi Loyalu... - Smoke stanął gotów do ataku ale wtedy zostały w niego wymierzone dziesiątki blasterów. Nie zważał na to ale na razie nie atakował. Przyglądał się tylko przywódcy Decepticonów mściwie.
- Nigdy nie będziesz drugim Prime'em - zwrócił się do mnie Megatron mściwie.
- Wiem to - przyznałem. On nawet nie chciałby żebym nim został...Szary Con zaśmiał się głośno.
- Ostatnie słowo? - przypomniało mi się to pytanie podczas ratowania Kev'a. Tym razem faktycznie było to moje ostatnie słowo.
- Tak... - nachylił się by je usłyszeć - Nie masz szans Megatronie - zebrałem wszystkie siły by stanąć na nogi i zaatakowac go ostrzem. Zaskoczony zdążył się uchylić ale wtedy otworzył się portal i przygwoździła go furgonetka która zamieniła się w Ironhide'a. Za nim wyskoczył żółty bot w czarne pasy. Brzęczał wściekle. Poznałem go. Ale chyba Smoke znał go jeszcze lepiej.
- Bumblebee! - krzyknął uradowany. Iron spojrzał wściekle na Ericę która skuliła się.
- Bee już mi wszytko opowiedział - botka skuliła się,a lord Conów wstał pewnie.
- O...ten kaleka - Bumblebee zapiszczał gniewnie - Heh...wyzywanie nic nie da. No cóż...pora się zbierać. Soundwave! - nagle pojawił się most ziemny i wszystkie cony do niego wbiegły nim zdążyliśmy zareagować. Erica także.
- Pomóżcie mi z nim! - krzyknał Hide podnosząc mnie. Po mojej drugiej stronie stanął Smoke.
- Jak nas znaleźliście?
- Trochę to było trudne ale się udało. Poza tym Monica odebrała wezwanie. W muzeum pojawił się Con - Schokwave który porwał szkielet Pterodactyla. Zgromił policjantów i gdyby nie Bee i Jackie byłoby po Monice i kilku innych policjantów którzy wtedy zemdleli więc nic nie widzieli - wytłumaczył Hide.
- Zaraz...powiedziałeś Jackie? - podchwycił Smoke -Weeljack?
- Pipipippi - zapiszczał Bee potwierdzająco - Pippipipi - wytłumaczył nam,ze nie wiadomo co z resztą drużyny. Po śmierci Prime'a rozdzielili się i wtedy ta dwójka napotkała siebie,a potem nas. Bee wytłumaczył,ze kuźnia Solusy była schowana na pewnej pustyni ale Prime sam ją potem przełożył tylko nie wiedzą gdzie. Poza tym Decepticony ukradły z muzeum szkielet dinozaura ponieważ chcą wykorzystać go do Dinobota. Były to boty zmieniające się w Dinozaury ale część podczas wojny uciekła,a druga część została zabita. Były po obu stronach.
- Dzięki za info Bee ale trzeba teraz pomóc Loyalowi - powiedział Smoke. I nim zdążyłem zareagować zostałem przeniesiony przez portal gdzie czekał faktycznie biały robot z czerwono - zielonymi pasami,dzieciaki i komendant Monica. Rose przepraszała. Mówiła,że nie chciał zdradzać Erici,że była to jej przyjaciółka.
- Spokojnie. Każdy chce mieć kumpli - uspokoił ją Weeljack. Kolejne cykle spędziłem w sali medycznej zdrowiejąc. Bee i Jackie oficjalnie należeli już do naszej drużyny. Wybaczono też Rose bo każdy by nie zdradził swego przyjaciela. Mnie bolało tylko jedno. I nie była to głowa...Bolało mnie oszukiwanie nas przez Ericę...
- Uff...w końcu. A już się bałem...Tylko Loyal weź mi powiedz co się stało - popatrzył na mnie wyczekująco ale ja milczałem i nie zważając na jego protesty ostrożnie podniosłem się na nogi. Kręciło mi się w głowie więc musiałem szybko przysiąść. Smockescreen usiadł obok mnie.
- Słuchaj udało mi się połączyć z bazą ale ledwo otworzyłem usta by coś powiedzieć i zasięg się stracił - westchnął. Zacisnąłem zęby starając się nie reagować na ból. Niestety nie było to takie łatwe. Szybko wstałem na nogi. Nagle usłyszałem jakieś uderzenia. Wraz ze Smoke'iem obejrzeliśmy się w tym kierunku. Lód stopniowo pękał aż w końcu przejście uwolniło się ukazując...Terrora mierzącego w nas z blasteru.
- Jeżeli chcecie jeszcze zobaczyć swoją przyjaciółkę radzę wam iść ze mną - Smoke natychmiast wycelował w Cona z blasteru ale powstrzymałem go ruchem ręki. Był zdziwiony jednak schował broń.
- Dobrze pójdziemy...z tobą - z trudem uniosłem ręce na ile pozwalał mi ból głowy. Uśmiechnął się wrednie.
- I dobrze - poprowadził nas na zewnątrz i zmienił się w pojazd. My również to uczyniliśmy i pojechaliśmy. Komenderował gdzie mamy jechać,a sam był za nami. Gotów nas zabić i zgasić naszą iskrę...Pogoda poprawiła się ale stopniowo. Czyli mieli ją...Primusie niech jej nic nie będzie. Wszystko mi się rozmazywało. Nie miałem siły. Ale ona...nie zdążyłem jej jeszcze przeprosić za tą sytuację w sali treningowej. W końcu zatrzymaliśmy się na miejscu. Transformowaliśmy się. Zatoczyłem koło ale Smoke pomógł mi ustać się na nogach.
- Och czyżbyś był ranny? - Terr znowu celował nas z blasteru.
- Tak... - wysyczałem. ,,Na własne życzenie''dodałem w myślach. Czemu się tak załatwiłem? Mogłem już pozwolić by Opti...Optimus się odezwał.
- Och jak mi przykro - myślałem,że gdyby nie to,że byłem ranny(na własne życzenie) i mieli Ericę to bym mu bez wahania przywalił.
- Zamknij się - Smoke przejął inicjatywę. Tamten tylko się zaśmiał i popchnął nas do jaskini. Na zewnątrz już było kilka Vehiconów. Jak nas znalazł to nie wiem ale musiał nas długo szukać bo boty były już zamarznięte ale jednak miały siłę celować nas z blasterów. Con zniknął na chwilę,a potem pojawił się...z nikim innym jak ze Starscream'em. Bot trzymał Ericę. Patrzyła na mnie...jakby przepraszająco? To ja powinienem ją przeprosić.
- Dajcie ją - ponagliłem.
- I tak się wam nie przyda - Scream nagle się odezwał. Ercia posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Za bardzo nie zrozumiałem o co chodzi ale nie przejąłem się tym zbytnio.
- Koniec głupot. Oddajcie ją - wiedziałem,że to pułapka dlatego zacząłem wzrokiem szukać jakiegoś pola do ucieczki. Niestety wszędzie były Vehicony. A Scream przytykał Erice swoje pazury do gardła.
- Och a ty ciągle nie wiesz - zobaczyłem,że fembotka kopnęła go w kostkę ale Decept tylko mocniej ją przytrzymał.
- Co mam wiedzieć?
- Że ona pracuje dla Lorda Megatrona - jego wredny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Smoke zareagował błyskawicznie.
- Czyli?
- Czyli to co słyszałeś smarkaczu - młody bot nie wytrzymał. Uruchomił blastery i zaczął strzelać w cony. Erica krzyczała,że to nie prawda. Ja jej wierzyłem. To nie mogła być prawda. Natychmiast uruchomiłem blaster i z prędkością światła walnąłem w cona. Ten osunął się na ziemię i chodź się nie ruszał to wiedziałem,że wciąż żyje. Podbiegłem do Erici i nie zważając na okropny ból głowy pomogłem jej wstać.
- Co on mówił?
- Chyba mu nie wierzysz - spojrzałem w jej oczy. Był w nich nie pokój. Zdrowy rozsądek mówił; ,,Decepticon'',a iskra ,,Autobot''.
- Nie wierzę - zwyciężyła iskra. Położyłem jej rękę na policzku - Wierzę tobie. I przepraszam tamto na sali...
- Nie przepraszaj...
- Ej gołąbeczki! - nagle usłyszeliśmy głos Smoke'a. Strzelał w cony biegnąc do nas. Po drodze kopnął z nogi podnoszącego się Sreama - Pragnę wam przypomnieć,że walczymy! - spojrzał na Ericę - Spoko wierzę ci. Przecież byś nas nie zdradziła - uśmiechnął się do fembotki aż nagle jakby sobie coś przypomniał - A gdzie Terror? - faktycznie cona nie było. Jednak nie było co się zastanawiać. Zaczęliśmy strzelać do conów i staraliśmy nie przejmować się podejżaną nieobecnością fioletowego. Nie był on tchórzem jak Scream i nie uciekał z pola bitwy. Ale uwielbiał wzywać silne posiłki...Walczyliśmy i strzelaliśmy w cony. Powoli robiło się ich coraz mniej. Ja i Erica używaliśmy tez ostrzy i niekiedy przedziurawialiśmy jakieś Decepticony. Nagle...wszystkie Cony stanęły i spojrzały w górę. Zakrył nas cień. My również zadarliśmy głowy i...zbladłem. Nad nami unosił się wielki statek conów. Jednak z niego nie wypadły nowe Vehicony ale Terror. Uśmiechał się tryumfalnie. Z wnetrza statku tuż za nim wyleciał...Cybertroniański odrzutowiec,a po chwili transformował się w wielkiego robota o połowę większego ode mnie...Megatron.
- Lordzie Megatronie! - jęknął przerażony Starscream chwiejnie i niezdarnie wskakując na nogi i kłaniając się. Wszystkie Vehicony zrobiły to samo,a my cofnęliśmy się.
- No...mój plan jakoś nie wypalił. Ale i tak nie uda się wam odnaleźć kuźni Solusy - zbliżył się do nas,a my znowu cofnęliśmy się. Zauważyłem,że Erica jest najbardziej przestraszona. Złapałem ją za rękę by dodać jej otuchy. Ta tylko spojrzała na mnie błagalnie i przepraszająco.
- Wybacz...to nie wina Rose - na początku nie wiedziałem o co chodzi? Już nie zważałem na ból głowy który pulsował mi jakby mechanicznie.
- No cóż przynajmniej was zabijemy. Nawet udana robota...Erico... - ja i Somke podskoczyliśmy.
- Więc to prawda?! - spytał biały bot. Wściekły - Oszukałaś nas!
- Ja...ja...nie chciałam - cofnęła się do conów - Przepraszam...zwłaszcza ciebie Loyal... - moja iskra rozsypała się na maluteńkie kawałeczki. To cód,że jeszcze żyję. Nagle moja głowa zaczęła tak piekielnie nawalać,że aż się skuliłem i ukleknąłem na ziemie.
- Loyal! - Smoke usiadł obok i złapał mnie za ramię - Wszystko gra? - nie potwierdziłem i nie zaprzeczyłem. Na nic nie miałem siły. Megatron zaśmiał się przeraźliwie.
- Hah miło,że przede mną klęczysz, A co do ciebie Erico to...przyznam Star miał cię zabić ale jednak cię oszczędzę. Dobra robota. Prędzej czy później ten trzeci bot ruszy im na ratunek i jego też zabijemy. Tamtych ludzi też. Będzie spokój,a my będziemy mogli odszukać kuźnię - nie zwracałem nawet uwagi na krzyki Screama. Ewidentnie nie spodobała mu się opcja nie zabijania Erici. Megatron uciszył go tylko. Komandor conów gotował się ale już nic nie powiedział. Lord decepticonów podszedł do nas i wyciągnął swoje ostrze. Też wiedział...Tak jak Terror...
- Cóż drogi Loyalu... - Smoke stanął gotów do ataku ale wtedy zostały w niego wymierzone dziesiątki blasterów. Nie zważał na to ale na razie nie atakował. Przyglądał się tylko przywódcy Decepticonów mściwie.
- Nigdy nie będziesz drugim Prime'em - zwrócił się do mnie Megatron mściwie.
- Wiem to - przyznałem. On nawet nie chciałby żebym nim został...Szary Con zaśmiał się głośno.
- Ostatnie słowo? - przypomniało mi się to pytanie podczas ratowania Kev'a. Tym razem faktycznie było to moje ostatnie słowo.
- Tak... - nachylił się by je usłyszeć - Nie masz szans Megatronie - zebrałem wszystkie siły by stanąć na nogi i zaatakowac go ostrzem. Zaskoczony zdążył się uchylić ale wtedy otworzył się portal i przygwoździła go furgonetka która zamieniła się w Ironhide'a. Za nim wyskoczył żółty bot w czarne pasy. Brzęczał wściekle. Poznałem go. Ale chyba Smoke znał go jeszcze lepiej.
- Bumblebee! - krzyknął uradowany. Iron spojrzał wściekle na Ericę która skuliła się.
- Bee już mi wszytko opowiedział - botka skuliła się,a lord Conów wstał pewnie.
- O...ten kaleka - Bumblebee zapiszczał gniewnie - Heh...wyzywanie nic nie da. No cóż...pora się zbierać. Soundwave! - nagle pojawił się most ziemny i wszystkie cony do niego wbiegły nim zdążyliśmy zareagować. Erica także.
- Pomóżcie mi z nim! - krzyknał Hide podnosząc mnie. Po mojej drugiej stronie stanął Smoke.
- Jak nas znaleźliście?
- Trochę to było trudne ale się udało. Poza tym Monica odebrała wezwanie. W muzeum pojawił się Con - Schokwave który porwał szkielet Pterodactyla. Zgromił policjantów i gdyby nie Bee i Jackie byłoby po Monice i kilku innych policjantów którzy wtedy zemdleli więc nic nie widzieli - wytłumaczył Hide.
- Zaraz...powiedziałeś Jackie? - podchwycił Smoke -Weeljack?
- Pipipippi - zapiszczał Bee potwierdzająco - Pippipipi - wytłumaczył nam,ze nie wiadomo co z resztą drużyny. Po śmierci Prime'a rozdzielili się i wtedy ta dwójka napotkała siebie,a potem nas. Bee wytłumaczył,ze kuźnia Solusy była schowana na pewnej pustyni ale Prime sam ją potem przełożył tylko nie wiedzą gdzie. Poza tym Decepticony ukradły z muzeum szkielet dinozaura ponieważ chcą wykorzystać go do Dinobota. Były to boty zmieniające się w Dinozaury ale część podczas wojny uciekła,a druga część została zabita. Były po obu stronach.
- Dzięki za info Bee ale trzeba teraz pomóc Loyalowi - powiedział Smoke. I nim zdążyłem zareagować zostałem przeniesiony przez portal gdzie czekał faktycznie biały robot z czerwono - zielonymi pasami,dzieciaki i komendant Monica. Rose przepraszała. Mówiła,że nie chciał zdradzać Erici,że była to jej przyjaciółka.
- Spokojnie. Każdy chce mieć kumpli - uspokoił ją Weeljack. Kolejne cykle spędziłem w sali medycznej zdrowiejąc. Bee i Jackie oficjalnie należeli już do naszej drużyny. Wybaczono też Rose bo każdy by nie zdradził swego przyjaciela. Mnie bolało tylko jedno. I nie była to głowa...Bolało mnie oszukiwanie nas przez Ericę...
Ciekawie ciekawie xd i moje przypuszczenia z wielką prawdopodobnoscia się ziszczą! Muszę przyznać ze szybko toczysz bieg fabuly
OdpowiedzUsuńPs. Uwielbiam Mega xD
Wiem szybko tocze ale z zamierzenia blog ma miec akcje. Przyznam ze planuje zrobic ok. 20 rozdziłów. Jezeli ci przeszkadza taki obrot fabuly to dobrze jakbys mi powiedziala co poprawic. Dzieki za wszystko pozdrawiam :)
Usuń