Następnego dnia gdy się obudziliśmy od razu zacząłem montować sprzęt z Cybertronu i odpowiednio go zmontowałem. Na planecie oprócz refleksu słynąłem też z możliwości mechanicznych więc raz dwa uporałem się z tym zadaniem. Smockescreen po wczorajszym odkryciu milczał jak zaklęty. I mimo,że nie poruszał tego tematu to wiedziałem,że zastanawia się co to oznacza. W gruncie rzeczy ja wpadłbym na kilkanaście pomysłów,a on nie jest taki głupi. Założę się,że przemyśli każdą opcję chodź bardziej te najprawdopodobniejsze. Poza tym tego ranka już nic się takiego nie działo. Przed szkołą wpadł do nas Kevin ze swoimi przyjaciółmi - Benem i Rose. Do szkoły mięli jeszcze piętnaście minut więc nasz nowy przyjaciel postanowił ich już przyprowadzić. Oniemieli gdy nas zobaczyli. Taka prawda. Ale po kilku minutach przekonali się do nas,zachwyceni i podekscytowani. Oczywiście Kevin na początku im opowiedział całą naszą historię tylko zapomniał ich ostrzec by nikomu innemu nie mówili. Ben był brązowowłosym chłopakiem w okularach o niskim wzroście. Odznaczała go wysoka inteligencja. Natomiast Rose była wysoką(nawet troszkę wyższą od Kevina)dziewczyną z ciemnymi prawie granatowymi włosami w kitki. Farbowanie(czyli zmiana koloru włosów jak wytłumaczył mi Kevin) jest niedozwolone w szkole ale Rose się nie przejmowała aż w końcu nauczyciele nie mięli do niej siły. Była zadziorna i wesoła. Wraz z Kevinem chodziła do szkoły i miała tyle samo lat. Ben również chodził do tej samej klasy mimo wieku 10 lat ponieważ był zbyt mądry i go przenieśli. W każdym bądź razie bardzo się zaprzyjaźniliśmy,a wieczorem miała przyjść matka Rose. Szczerze wczoraj gdy Kevin mi powiedział,że przyjdzie z przyjaciółmi to nie byłem zadowolony ale dorosły mógł bardziej skomplikować naszą misję. Lecz w nocy przespałem się z tym i stwierdziłem,że to dobry pomysł by mieć przy sobie dorosłego człowieka który zna naszą tajemnicę.
- Odwieziecie nas? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kevina. Przytaknąłem głową. Tym razem to ja zostałem w bazie,a Smoke odjechał z dziećmi. Potem wrócił i nic się nie działo. Dopiero gdy słońce już świeciło wykryłem na ledwo stworzonym komputerze jakiś sygnał.
- Czyżby Cony? - spytał Smoke.
- Nie. Autoboty - oderwałem się od ekranu.
- Czyli jednak - ucieszył się. Skinąłem głową.
- Gdy dzieciaki wrócą zajmiemy się tym - faktycznie gdy wrócili ze szkoły(jeszcze bez matki Rose)Kevin przywiózł obiecane lakiery o której wcześniej prosiłem i mnie opryskał. Potem przedstawiliśmy im z młodym nowinę.
- Gdy was nie było odkryliśmy dwa sygnały Botów na prowizorycznie zrobionym przeze mnie ekranie - wskazałem na komputer podeszli tam.
- Nieźle - skwitował Ben moją robotę.
- To dobrze,że są inny Boty. Może z tej byłej ekipy Prime'a? - zapytał Kevin. Pokręciłem głową.
- Raczej nie ale dobrze by było - znowu spojrzałem na ekran. Zostańcie w bazie - podałem im walkie talkie które od razu wziął Ben. Uśmiechnąłem się.
- W razie czego będziemy w kontakcie - zamieniłem się w samochód. Niestety nie miałem mostu ani ziemnego,ani kosmicznego więc musieliśmy obejść się bez. Smoke również zmienił formę i wyjechaliśmy z bazy. Droga nie była ani długa ani krótka. W sam raz. Gdy w końcu się zatrzymaliśmy okazało się,że jesteśmy na wyjeździe z miasta. Teren był pusty nie licząc drogi przez którą i tak nie jechały samochody. Zboczyliśmy i przemieniliśmy w roboty.
- No to gdzie oni są? - spytał Smoke - Zwiali?
- Nie wiem. Trzeba sprawdzić.
- Juz się robi - Smoke z promienistym uśmiechem znowu zaczął mi się podlizywać zapominając awantury z lakierem i sięgnął po walkie talkie - Dzieciaki widzicie sygnał?
- Tak widzimy was - odpowiedziała Rose.
- Im chodzi o tamte boty - poprawił ją Ben - Owszem widzimy. Są przed wami musicie jeszcze trochę pojechać w ich kierunku.
- Zrozumiałem dzięki - odłożył urządzenie i zmienił się w pojazd. Ja również to uczyniłem i pojechaliśmy znowu we wskazanym kierunku. Dopiero po kilku maxicyklach zobaczyłem jakieś dwie sylwetki przed nami. Po posturze poznałem bota i fembotkę. Oni chyba też nas zauważyli bo wycelowali w nas blastery i zaczęli strzelać.
- Zmieniaj się! - nakazałem Smoke'owi. Przyjeliśmy robocie formy i podnieśliśmy ręce w geście obrony.
- Spokojnie nic wam nie zrobimy! - krzyczał Smoke. Podeszli do nas i wtedy od razu spuściłem ręce. Poznałem bota. Był czarny i masywny. Nadal miał ten sam delikatny uśmiech na twarzy.
- Ironhide! - uśmiechnąłem się - Poznajesz mnie? To ja Loyal Courage!
- Courage?! No cześć brachu! - przytuliliśmy się po przyjacielsku. Potem spojrzałem na fembotkę. Była niebiesko - żółta miała zielone oczy i była...strasznie śliczna. Moja iskra omal mi nie wyskoczyła z piersi.
- A ty jesteś Smoscksreen? - nagle ocknąłem się słysząc głos Irona. Smoke przytaknął.
- A ty jesteś? - spytałem. Ta tylko zamilkła i odwróciła się na pięcie. Poczułem się dziwnie...smutno.
- To jest Erica. Jest samotniczką i rzadko się odzywa - wyjaśnił Hide - Dobra skoro już się przedstawiliśmy to powiedz. Jak się tu znaleźliście? - powtórzyliśmy swoje historie,a gdy tamci usłyszeli o...wiecie. Jego śmierci zamarli.
- Czyli wszystko skończone... - nagle odezwała się Erica - Przegraliśmy.
- No właśnie nie - odezwał się Smoke - Loyal postanowił się nie poddawać. Oczywiście ja też. Ja i on - wskazał na nas placem. Walnąłem się ręką w czoło. Powoli zaczynał mnie irytować.
- Skończ - warknąłem,a potem wyjaśniłem im wszystko. Byli zadowoleni. Obaj.
- Rozumiem,że tworzysz drużynę? - uśmiechnął czarny.
- Tak - skinąłem głową.
- Jesteś bardzo odważny - odezwała się znowu .
- Tak sądzisz?
- Tak - uśmiechnęła się Erica. Po raz pierwszy odkąd ich spotkaliśmy uśmiechnęła się. Wpatrywaliśmy się w siebie kilka minut aż przerwał nam chrząknięcie Hide'a.
- Koniec gołąbeczki - klasnął w ręce,a my się zarumieniliśmy. To znaczy ja bo tamta zrobiła groźną minę i mnie mięła. Smockescreen zachichotał ale posłałem mu groźną minę i się zamknął. Ruszyliśmy przez pustkowie. Hide zaczął opowiadać jak wrócił na Cybertron z nadzieją,że coś się zmieniło i spotkał Erice z tym samym celem. Niestety planeta była bez zmian więc opuścili ją i udali się na ziemie bo dowiedzieli się o grupie Prime'a i chcieli do niej dołączyć. Niestety plany legły (częściowo)gruzach.
- Na szczęście spotkaliśmy was - uśmiechnął się Hide. Kiwnąłem głową.
- Trzeba wracać do domu.
- Macie most ziemny? Kosmiczny?
- Żadnego - wtrącił się Smoke. Wtedy Hide wyciągnął dwa przedmioty. Obra rodzaje mostów. Szybko wbił coś i po chwili pojawił się most. No cóż. On był lepszym wynalazcą niż ja. No i jeszcze medykiem. Wtedy o sobie dała znać rana jednak nic nikomu nie powiedziałem i tak jak inni(Iron przyjął postać furgonetki,a Erica zgrabnego motorku)przejechaliśmy przez most. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. W bazie była mama Rose pani Monica Eluse. I gdy tylko nas zobaczyła omal nie zemdlała. Dopiero po przetłumaczeniach,że jesteśmy dobrzy i ma nikomu nic nie mówić zgodziła się nas pilnować i dochować tajemnicy.
- No to tu zostajemy - zadecydował Hide. Erica kiwnęła głową - Ale już mówię,że nie chcę na żadne misję. Wolę być medykiem - uśmiechnął się. I wtedy Smoke'owi się coś przypomniało.
- Starscream wczoraj zranił Loyala. Trzeba go opatrzyć!
- Wczoraj? Och...mogło się wdać zakażenie - i mimo moich protestów opatrzył mi ranę. Posłałem Smockescreenowi mordercze spojrzenie. Ten skulił się smutny. Ale w głębi iskry wiedziałem,że postąpił słusznie i dziękowałem mu bo ból był nie do zniesienia.
- To cóż...do widzenia jutro przyjdziemy - pani Monica wyszła.
- Odwieźć was? - spytał Smoke.
- Nie. Mama ma auto. To cześć! - dzieciaki się z nami pożegnali i wyszli. Tymczasem nowe boty zaczęły się urządzać w kryjówce. A mnie co teraz interesowało to jedynie Erica.
- Odwieziecie nas? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kevina. Przytaknąłem głową. Tym razem to ja zostałem w bazie,a Smoke odjechał z dziećmi. Potem wrócił i nic się nie działo. Dopiero gdy słońce już świeciło wykryłem na ledwo stworzonym komputerze jakiś sygnał.
- Czyżby Cony? - spytał Smoke.
- Nie. Autoboty - oderwałem się od ekranu.
- Czyli jednak - ucieszył się. Skinąłem głową.
- Gdy dzieciaki wrócą zajmiemy się tym - faktycznie gdy wrócili ze szkoły(jeszcze bez matki Rose)Kevin przywiózł obiecane lakiery o której wcześniej prosiłem i mnie opryskał. Potem przedstawiliśmy im z młodym nowinę.
- Gdy was nie było odkryliśmy dwa sygnały Botów na prowizorycznie zrobionym przeze mnie ekranie - wskazałem na komputer podeszli tam.
- Nieźle - skwitował Ben moją robotę.
- To dobrze,że są inny Boty. Może z tej byłej ekipy Prime'a? - zapytał Kevin. Pokręciłem głową.
- Raczej nie ale dobrze by było - znowu spojrzałem na ekran. Zostańcie w bazie - podałem im walkie talkie które od razu wziął Ben. Uśmiechnąłem się.
- W razie czego będziemy w kontakcie - zamieniłem się w samochód. Niestety nie miałem mostu ani ziemnego,ani kosmicznego więc musieliśmy obejść się bez. Smoke również zmienił formę i wyjechaliśmy z bazy. Droga nie była ani długa ani krótka. W sam raz. Gdy w końcu się zatrzymaliśmy okazało się,że jesteśmy na wyjeździe z miasta. Teren był pusty nie licząc drogi przez którą i tak nie jechały samochody. Zboczyliśmy i przemieniliśmy w roboty.
- No to gdzie oni są? - spytał Smoke - Zwiali?
- Nie wiem. Trzeba sprawdzić.
- Juz się robi - Smoke z promienistym uśmiechem znowu zaczął mi się podlizywać zapominając awantury z lakierem i sięgnął po walkie talkie - Dzieciaki widzicie sygnał?
- Tak widzimy was - odpowiedziała Rose.
- Im chodzi o tamte boty - poprawił ją Ben - Owszem widzimy. Są przed wami musicie jeszcze trochę pojechać w ich kierunku.
- Zrozumiałem dzięki - odłożył urządzenie i zmienił się w pojazd. Ja również to uczyniłem i pojechaliśmy znowu we wskazanym kierunku. Dopiero po kilku maxicyklach zobaczyłem jakieś dwie sylwetki przed nami. Po posturze poznałem bota i fembotkę. Oni chyba też nas zauważyli bo wycelowali w nas blastery i zaczęli strzelać.
- Zmieniaj się! - nakazałem Smoke'owi. Przyjeliśmy robocie formy i podnieśliśmy ręce w geście obrony.
- Spokojnie nic wam nie zrobimy! - krzyczał Smoke. Podeszli do nas i wtedy od razu spuściłem ręce. Poznałem bota. Był czarny i masywny. Nadal miał ten sam delikatny uśmiech na twarzy.
- Ironhide! - uśmiechnąłem się - Poznajesz mnie? To ja Loyal Courage!
- Courage?! No cześć brachu! - przytuliliśmy się po przyjacielsku. Potem spojrzałem na fembotkę. Była niebiesko - żółta miała zielone oczy i była...strasznie śliczna. Moja iskra omal mi nie wyskoczyła z piersi.
- A ty jesteś Smoscksreen? - nagle ocknąłem się słysząc głos Irona. Smoke przytaknął.
- A ty jesteś? - spytałem. Ta tylko zamilkła i odwróciła się na pięcie. Poczułem się dziwnie...smutno.
- To jest Erica. Jest samotniczką i rzadko się odzywa - wyjaśnił Hide - Dobra skoro już się przedstawiliśmy to powiedz. Jak się tu znaleźliście? - powtórzyliśmy swoje historie,a gdy tamci usłyszeli o...wiecie. Jego śmierci zamarli.
- Czyli wszystko skończone... - nagle odezwała się Erica - Przegraliśmy.
- No właśnie nie - odezwał się Smoke - Loyal postanowił się nie poddawać. Oczywiście ja też. Ja i on - wskazał na nas placem. Walnąłem się ręką w czoło. Powoli zaczynał mnie irytować.
- Skończ - warknąłem,a potem wyjaśniłem im wszystko. Byli zadowoleni. Obaj.
- Rozumiem,że tworzysz drużynę? - uśmiechnął czarny.
- Tak - skinąłem głową.
- Jesteś bardzo odważny - odezwała się znowu .
- Tak sądzisz?
- Tak - uśmiechnęła się Erica. Po raz pierwszy odkąd ich spotkaliśmy uśmiechnęła się. Wpatrywaliśmy się w siebie kilka minut aż przerwał nam chrząknięcie Hide'a.
- Koniec gołąbeczki - klasnął w ręce,a my się zarumieniliśmy. To znaczy ja bo tamta zrobiła groźną minę i mnie mięła. Smockescreen zachichotał ale posłałem mu groźną minę i się zamknął. Ruszyliśmy przez pustkowie. Hide zaczął opowiadać jak wrócił na Cybertron z nadzieją,że coś się zmieniło i spotkał Erice z tym samym celem. Niestety planeta była bez zmian więc opuścili ją i udali się na ziemie bo dowiedzieli się o grupie Prime'a i chcieli do niej dołączyć. Niestety plany legły (częściowo)gruzach.
- Na szczęście spotkaliśmy was - uśmiechnął się Hide. Kiwnąłem głową.
- Trzeba wracać do domu.
- Macie most ziemny? Kosmiczny?
- Żadnego - wtrącił się Smoke. Wtedy Hide wyciągnął dwa przedmioty. Obra rodzaje mostów. Szybko wbił coś i po chwili pojawił się most. No cóż. On był lepszym wynalazcą niż ja. No i jeszcze medykiem. Wtedy o sobie dała znać rana jednak nic nikomu nie powiedziałem i tak jak inni(Iron przyjął postać furgonetki,a Erica zgrabnego motorku)przejechaliśmy przez most. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. W bazie była mama Rose pani Monica Eluse. I gdy tylko nas zobaczyła omal nie zemdlała. Dopiero po przetłumaczeniach,że jesteśmy dobrzy i ma nikomu nic nie mówić zgodziła się nas pilnować i dochować tajemnicy.
- No to tu zostajemy - zadecydował Hide. Erica kiwnęła głową - Ale już mówię,że nie chcę na żadne misję. Wolę być medykiem - uśmiechnął się. I wtedy Smoke'owi się coś przypomniało.
- Starscream wczoraj zranił Loyala. Trzeba go opatrzyć!
- Wczoraj? Och...mogło się wdać zakażenie - i mimo moich protestów opatrzył mi ranę. Posłałem Smockescreenowi mordercze spojrzenie. Ten skulił się smutny. Ale w głębi iskry wiedziałem,że postąpił słusznie i dziękowałem mu bo ból był nie do zniesienia.
- To cóż...do widzenia jutro przyjdziemy - pani Monica wyszła.
- Odwieźć was? - spytał Smoke.
- Nie. Mama ma auto. To cześć! - dzieciaki się z nami pożegnali i wyszli. Tymczasem nowe boty zaczęły się urządzać w kryjówce. A mnie co teraz interesowało to jedynie Erica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz