- Loyal na Primusa zejdź na ziemię! Nie możemy zostać w tej bazie! Erica nas wyda! Nie rozumiesz?! Wykorzystała nas! - Ironhide zazwyczaj spokojny teraz pieklił się jak nikt inny. Na próżno dzieciaki go uspokajały on dalej był rozwścieczony.
- Ufam jej... - spokojnie usiadłem na podwyższeniu gdzie już wypoczywałem kilka cykli. Głowa prawda bolała ale już trochę mniej.
- Ufasz jej?! Po tym jak nas zdradziła?! Megatron omal was nie zabił! - bot wskazał na mnie i Smoke'a. Wtedy do pomieszczenia weszli Bumblebee,Weeljack i komendant Monica.
- Co to za hałasy? - spytał Jackie. Iron już trochę spokojniejszy wyjaśnił mu o co chodzi. Bot musiał przyznać mu rację.
- Nie zdradzi nas - zapewniła nagle Rose - Pracuje dla Megatrona ale nie zdradzi nas. Przynajmniej teraz.
- Róbcie co chcecie! Ja już się poddaje! Nie przekonam was! - Hide machnął ręką z rezygnacją i wyszedł z pomieszczenia. Na chwilę zapadła cisza,a potem Kevin przejął głos:
- Macie coś?
- Pippipi - Bumblebee zaczął coś pikać.
- Czyli? - nie zrozumiał chłopak.
- Nie udało się odebrać szkieletu z muzeum. Cóż...najwyraźniej dostaniemy nowego wroga... - westchnąłem tłumacząc pikanie naszego żółtego przyjaciela. Potem powoli wstałem i opierając się o Bee i Jackie'go udałem się do głównego pomieszczenia. Tam już czekał Iron. Przeprosił nas wszystkich mówiąc,że cała ta sytuacja go przerasta. Przyznałem mu rację. Nas wszystkich to przerasta. Zabezpieczyliśmy bazę bajerkami Jackie'go który nie ruszał się bez nich nigdzie. Potem stwierdziliśmy,że to wystarczy. Tego dnia nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Każdy chodził potruty i nie miał na nic ochoty. Jedynym plusem dzisiejszego dnia było bardzo dobre dogadywanie się Rose i Weeljack'a. Była szansa,że mogli zostać przyjaciółmi. Niestety nie licząc tego to nic dobrego się nie zdarzyło. Hide chodź nas przeprosił wciąż był pochmurny i nie odrywał wzroku od ekranu. Przy nim siedział Ben mając przed sobą zadania matematyczne. Chłopak nie miał jednak ochoty ich rozwiązywać więc był to fenomen ponieważ on wręcz to uwielbiał! Kevin siedział w kącie z przygarbioną Rose i patrzył się tęmpo na piłkę którą przyniósł,trzymał dziewczynę pocieszająco za ramię bo płakała. Komendant Monica siedziała na dworze i na swoim telefonie szukała jakichś informacji o dalszych działaniach Conów ponieważ ziemska telewizja,radia i gazety mogły nas coś informować. Jackie najpierw trochę potrenował w sali treningowej,a potem siedział w sali z energonem i gapił się tempo na niebieskie,błyszczące bryłki. Smoke'a nawet nie było w bazie. Gwiżdzął na niebezpieczeństwo i pojechał na przejażdżkę. Natoiast Bumblebbe siedział w sali gdzie ludzie spali w weekendy. Plecy miał oparte o ściane i nic nie robił. On z nas najbardziej chciał się zemścić na Megatronie. W końcu wyrwał mu przetwornik. Miałem dosyć tego wszystkiego. Zmieniłem się w auto i pojechałem do środka lasu. Tam znowu się przemieniłem i zacząłem nawalać w pobliskie drzewa.
- Mógłbyś chodź raz mi pomóc! - krzyknąłem chodź wiedziałem,ze i tak mnie nie usłyszy.
Oczami Erici
Jak mogłam go zawieść? Czemu ich oszukałam? Chodź spędziłam z nim bardzo mało wspólnego czasu to wydarzenie na sali treningowej pokazało mi,że jest dla mnie kimś więcej...Megatron szczerze mówiąc mógł mnie zabić. Ale i tak to zrobi. Nie jestem głupia. Nie powiedziałam mu gdzie jest ich baza. On wie,że tam nic nie ma. Po prostu chce ich zniszczyć. Cały czas próbuje wyciągać ze mnie informację. A ja mówię nie. I tak mnie teraz nie zabije. Wiem,że chce mnie użyć jako kartę przetargową. Jeżeli w ogóle uda im się znaleźć Kuźnię...tylko po co ona Deceptą? Tylko Prime ją uaktywni...pewnie chcą ją zniszczyć. Boty nie odzyskają wtedy domu,a Cony zawładną na ziemią. Nie uda im się to...Nawet jeżeli Schockwave stara się odrodzić te durne Dinoboty. Kopnęłam w ściankę statku i przeszłam dalej. Cony uważnie mnie śledzą. Nie mogą mnie puścić. Ja to wiem...po co w ogóle sie zgodziłam?! Myślałam,że boty się poddadzą?! Ze jak Prime umarł to żadna inna drużyna nie da rady?! Myliłam się. I już do końca życia będę się z tym źle czuć. A jedyne co mnie pociesza to to,że koniec jest bliski. Boty odnajdą kuźnie Solusy. Na razie Megatron nie przesłuchuje mnie uważnie jeżeli chodzi o bazę. Dopiero gdy oni znajdą kuźnie. Zacznie się prawdziwe piekło. Nie wytrzymałam,a po chwili po moich policzkach zaczęły spływać olejne łzy...Nie ma odwrotu...
Oczami Loyala
Waliłem w drzewa. Z miejsca gdzie stanąłem zaczęło się robić gruzowisko i pewnie nadal by tak było gdyby nie kolejna wizja...
- Słuchajcie...tutaj kuźnia nie jest bezpieczna - rozpoznałem go. Optimus.
- Ale Prime... - odezwał się biało - pomarańczowy bot. Ratchet - To dobra kryjówka.
- Prędzej czy później i tak ją znajdą - bot spojrzał tak jakby na mnie...jakby mnie widział.
- Nie...zostaw mnie...nie mów do mnie... - zacisnąłem oczy...stałem tak chyb kilka maxicykli aż w końcu wizja zniknęła. Odetchnąłem z ulgą.
- Cześć... - nagle za sobą usłyszałem głos Kevina. Odwróciłem się. Wyglądał markotnie. Podszedł do mnie i po prostu się przytulił. Usiadłem obok.
- Hej. Coś taki smutny? Nie martw się wygramy...Nie wyda nas...
- W to niewątpie. Ale martwi mnie co innego... - zwiesił głowę - Moi rodzice mieli za rok przyjechać. A tu się dowiaduje,że przedłuży im się to do pięciu lat...Po raz kolejny w życiu mam de ja vu! - ostatnie zdanie wykrzyczał i uderzył mnie z pieści w bok. Nic nie poczułem - Och...sorki - speszony zabrał dłoń.
- Spokojnie. Jak ci to pomaga to uderzaj. Ja i tak nic nie czuje. Patrz - wskazałem mu na rozwalone drzewa. Wiedział,że to ja. W milczeniu znów uderzył mnie w bok,kolejny,kolejny. Gdy znowu mnie uderzył aż się cały zatrząsłem.
- Sorki! Teraz to już przesadziłem! - odsunął się przestraszony. Zaśmiałem się.
- Masz siłę chłopie! - zobaczyłem delikatny uśmiech na jego twarzy. Zamieniłem się w auto i odwiozłem go już do domu. Niech odpocznie. Gdy wróciłem do bazy sytuacja znacznie się poprawiła. Monica była już znacznie bardziej wyluzowana i wchodziła już do auta. Rose przybijała żółwika z Jackiem żegnając się. Smoke wrócił i opierał się kompletnie luzacko o jakąś starą poręcz której nie usuwaliśmy,Ben chował zeszyt do plecaka kątem oka patrząc na uśmiechniętego Hide'a który zamienił się w auto,zabrał go i odwiózł do domu,Monica i Rose również odjechały. Wypatrzyłem też Bee znacznie spokojniejszego. Również się wyluzowałem i podszedłem do Smockescreena. Chciałem mu podziękować za opiekę na Antarktydzie.
- Cześć młody - jakby dopiero teraz się ocknał i mnie zauważył.
- O cześć Loyal.
- Słuchaj...chciałem ci podziękować za opeikę na misji. Wydurniłem się.
- Spoko - spojrzal w dal - Co się wtedy stało?
- Zobaczyłem coś co nie chciałem widzieć,chyba ze zmęcznia jakiś nagły koszmar - starałem zabrzmieć się przekonująco chociaż w moim mniemaniu mówiłem prawdę - A zmieniając temat to gdzieś ty był?
- O tam i z powrotem - zaśmiał się - Słyszałem,ze sytuacja w bazie po fochach Hide'a nie była najlepsza.
- Niestety - westchnąłem ale było to już westchnienie ulgi,że jest teraz znacznie lepiej niż było rano. Wtedy przyjechał Hide.
- Cześć - uśmiechnął się do nas - Co robicie?
- Nic ciekawego - odpowiedziałem. Wtedy podeszli do nas Bee i Jackie.
- Czy komputer coś pokazał? - spytałem.
- Niet - Jackie pokręcił przecząco głową,a bi również piknął na nie. Zadecydowaliśmy więc żeby iść spać. Mimo tego wieczornego i miłego zdarzenia noc nie była zbyt przyjemna.
- Nie uciekaj Loyalu...chcę ci tylko pomóc...
- Ufam jej... - spokojnie usiadłem na podwyższeniu gdzie już wypoczywałem kilka cykli. Głowa prawda bolała ale już trochę mniej.
- Ufasz jej?! Po tym jak nas zdradziła?! Megatron omal was nie zabił! - bot wskazał na mnie i Smoke'a. Wtedy do pomieszczenia weszli Bumblebee,Weeljack i komendant Monica.
- Co to za hałasy? - spytał Jackie. Iron już trochę spokojniejszy wyjaśnił mu o co chodzi. Bot musiał przyznać mu rację.
- Nie zdradzi nas - zapewniła nagle Rose - Pracuje dla Megatrona ale nie zdradzi nas. Przynajmniej teraz.
- Róbcie co chcecie! Ja już się poddaje! Nie przekonam was! - Hide machnął ręką z rezygnacją i wyszedł z pomieszczenia. Na chwilę zapadła cisza,a potem Kevin przejął głos:
- Macie coś?
- Pippipi - Bumblebee zaczął coś pikać.
- Czyli? - nie zrozumiał chłopak.
- Nie udało się odebrać szkieletu z muzeum. Cóż...najwyraźniej dostaniemy nowego wroga... - westchnąłem tłumacząc pikanie naszego żółtego przyjaciela. Potem powoli wstałem i opierając się o Bee i Jackie'go udałem się do głównego pomieszczenia. Tam już czekał Iron. Przeprosił nas wszystkich mówiąc,że cała ta sytuacja go przerasta. Przyznałem mu rację. Nas wszystkich to przerasta. Zabezpieczyliśmy bazę bajerkami Jackie'go który nie ruszał się bez nich nigdzie. Potem stwierdziliśmy,że to wystarczy. Tego dnia nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Każdy chodził potruty i nie miał na nic ochoty. Jedynym plusem dzisiejszego dnia było bardzo dobre dogadywanie się Rose i Weeljack'a. Była szansa,że mogli zostać przyjaciółmi. Niestety nie licząc tego to nic dobrego się nie zdarzyło. Hide chodź nas przeprosił wciąż był pochmurny i nie odrywał wzroku od ekranu. Przy nim siedział Ben mając przed sobą zadania matematyczne. Chłopak nie miał jednak ochoty ich rozwiązywać więc był to fenomen ponieważ on wręcz to uwielbiał! Kevin siedział w kącie z przygarbioną Rose i patrzył się tęmpo na piłkę którą przyniósł,trzymał dziewczynę pocieszająco za ramię bo płakała. Komendant Monica siedziała na dworze i na swoim telefonie szukała jakichś informacji o dalszych działaniach Conów ponieważ ziemska telewizja,radia i gazety mogły nas coś informować. Jackie najpierw trochę potrenował w sali treningowej,a potem siedział w sali z energonem i gapił się tempo na niebieskie,błyszczące bryłki. Smoke'a nawet nie było w bazie. Gwiżdzął na niebezpieczeństwo i pojechał na przejażdżkę. Natoiast Bumblebbe siedział w sali gdzie ludzie spali w weekendy. Plecy miał oparte o ściane i nic nie robił. On z nas najbardziej chciał się zemścić na Megatronie. W końcu wyrwał mu przetwornik. Miałem dosyć tego wszystkiego. Zmieniłem się w auto i pojechałem do środka lasu. Tam znowu się przemieniłem i zacząłem nawalać w pobliskie drzewa.
- Mógłbyś chodź raz mi pomóc! - krzyknąłem chodź wiedziałem,ze i tak mnie nie usłyszy.
Oczami Erici
Jak mogłam go zawieść? Czemu ich oszukałam? Chodź spędziłam z nim bardzo mało wspólnego czasu to wydarzenie na sali treningowej pokazało mi,że jest dla mnie kimś więcej...Megatron szczerze mówiąc mógł mnie zabić. Ale i tak to zrobi. Nie jestem głupia. Nie powiedziałam mu gdzie jest ich baza. On wie,że tam nic nie ma. Po prostu chce ich zniszczyć. Cały czas próbuje wyciągać ze mnie informację. A ja mówię nie. I tak mnie teraz nie zabije. Wiem,że chce mnie użyć jako kartę przetargową. Jeżeli w ogóle uda im się znaleźć Kuźnię...tylko po co ona Deceptą? Tylko Prime ją uaktywni...pewnie chcą ją zniszczyć. Boty nie odzyskają wtedy domu,a Cony zawładną na ziemią. Nie uda im się to...Nawet jeżeli Schockwave stara się odrodzić te durne Dinoboty. Kopnęłam w ściankę statku i przeszłam dalej. Cony uważnie mnie śledzą. Nie mogą mnie puścić. Ja to wiem...po co w ogóle sie zgodziłam?! Myślałam,że boty się poddadzą?! Ze jak Prime umarł to żadna inna drużyna nie da rady?! Myliłam się. I już do końca życia będę się z tym źle czuć. A jedyne co mnie pociesza to to,że koniec jest bliski. Boty odnajdą kuźnie Solusy. Na razie Megatron nie przesłuchuje mnie uważnie jeżeli chodzi o bazę. Dopiero gdy oni znajdą kuźnie. Zacznie się prawdziwe piekło. Nie wytrzymałam,a po chwili po moich policzkach zaczęły spływać olejne łzy...Nie ma odwrotu...
Oczami Loyala
Waliłem w drzewa. Z miejsca gdzie stanąłem zaczęło się robić gruzowisko i pewnie nadal by tak było gdyby nie kolejna wizja...
- Słuchajcie...tutaj kuźnia nie jest bezpieczna - rozpoznałem go. Optimus.
- Ale Prime... - odezwał się biało - pomarańczowy bot. Ratchet - To dobra kryjówka.
- Prędzej czy później i tak ją znajdą - bot spojrzał tak jakby na mnie...jakby mnie widział.
- Nie...zostaw mnie...nie mów do mnie... - zacisnąłem oczy...stałem tak chyb kilka maxicykli aż w końcu wizja zniknęła. Odetchnąłem z ulgą.
- Cześć... - nagle za sobą usłyszałem głos Kevina. Odwróciłem się. Wyglądał markotnie. Podszedł do mnie i po prostu się przytulił. Usiadłem obok.
- Hej. Coś taki smutny? Nie martw się wygramy...Nie wyda nas...
- W to niewątpie. Ale martwi mnie co innego... - zwiesił głowę - Moi rodzice mieli za rok przyjechać. A tu się dowiaduje,że przedłuży im się to do pięciu lat...Po raz kolejny w życiu mam de ja vu! - ostatnie zdanie wykrzyczał i uderzył mnie z pieści w bok. Nic nie poczułem - Och...sorki - speszony zabrał dłoń.
- Spokojnie. Jak ci to pomaga to uderzaj. Ja i tak nic nie czuje. Patrz - wskazałem mu na rozwalone drzewa. Wiedział,że to ja. W milczeniu znów uderzył mnie w bok,kolejny,kolejny. Gdy znowu mnie uderzył aż się cały zatrząsłem.
- Sorki! Teraz to już przesadziłem! - odsunął się przestraszony. Zaśmiałem się.
- Masz siłę chłopie! - zobaczyłem delikatny uśmiech na jego twarzy. Zamieniłem się w auto i odwiozłem go już do domu. Niech odpocznie. Gdy wróciłem do bazy sytuacja znacznie się poprawiła. Monica była już znacznie bardziej wyluzowana i wchodziła już do auta. Rose przybijała żółwika z Jackiem żegnając się. Smoke wrócił i opierał się kompletnie luzacko o jakąś starą poręcz której nie usuwaliśmy,Ben chował zeszyt do plecaka kątem oka patrząc na uśmiechniętego Hide'a który zamienił się w auto,zabrał go i odwiózł do domu,Monica i Rose również odjechały. Wypatrzyłem też Bee znacznie spokojniejszego. Również się wyluzowałem i podszedłem do Smockescreena. Chciałem mu podziękować za opiekę na Antarktydzie.
- Cześć młody - jakby dopiero teraz się ocknał i mnie zauważył.
- O cześć Loyal.
- Słuchaj...chciałem ci podziękować za opeikę na misji. Wydurniłem się.
- Spoko - spojrzal w dal - Co się wtedy stało?
- Zobaczyłem coś co nie chciałem widzieć,chyba ze zmęcznia jakiś nagły koszmar - starałem zabrzmieć się przekonująco chociaż w moim mniemaniu mówiłem prawdę - A zmieniając temat to gdzieś ty był?
- O tam i z powrotem - zaśmiał się - Słyszałem,ze sytuacja w bazie po fochach Hide'a nie była najlepsza.
- Niestety - westchnąłem ale było to już westchnienie ulgi,że jest teraz znacznie lepiej niż było rano. Wtedy przyjechał Hide.
- Cześć - uśmiechnął się do nas - Co robicie?
- Nic ciekawego - odpowiedziałem. Wtedy podeszli do nas Bee i Jackie.
- Czy komputer coś pokazał? - spytałem.
- Niet - Jackie pokręcił przecząco głową,a bi również piknął na nie. Zadecydowaliśmy więc żeby iść spać. Mimo tego wieczornego i miłego zdarzenia noc nie była zbyt przyjemna.
- Nie uciekaj Loyalu...chcę ci tylko pomóc...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz